Test

Ogromna prośba do wszystkich którzy tu zaglądają - komentujcie, to co czytacie. I jeśli możecie to piszcie skąd jesteście i jak trafiliście.

sobota, 31 sierpnia 2019

Zalew Zielona na Małej Panwi, susza w pełnej krasie.


  W zasadzie to miałem siedzieć w domu i pilnować ekipy od prądu. Niestety jak to bywa z fachowcami, czasem nie zdążą. Więc już koło 9.00 wiedziałem że jest ładna pogoda, dzień jest wolny, a ostatni sensowny autobus na Pogorię 4 odjechał pół godziny temu.
 W zakamarkach umysłu zakołatało, że jest jeszcze jeden niezdobyty akwen powyżej Świerklańca.

Zalew nazywa się Zielona, i powstał przez przegrodzenie Małej Panwi wałem ziemnym. Obiecujący był zwłaszcza napis - rozlewisko. Już oczyma duszy widziałem jak mknę miedzy tatarakami, oczeretami i żabami.
Logistyka. Autobus to zuo. Przynajmniej w tamtą stronę. Cztery przesiadki. Rower lepszy, w końcu to tylko 38km w jedną stronę. Spakowałem co trzeba i wyruszyłem ku przygodzie. Zdjęć po drodze nie robiłem, bo drogę na Świerklaniec fotografowałem wielokrotnie.
Po drodze oczywiście było błądzenie. I to nie z winy nawigacji, po prostu nieco poniżej Miasteczka Śląskiego są głębinowe ujęcia wody. I właśnie budują wielki rurociąg. Dwa razy fi 1500. Las przeryty, większość ścieżek nieprzejezdna.
Nic to, po trzech godzinach pedałowania dotarłem na miejsce. Z brzegu nie wyglądało to źle choć widać że poziom niższy niż zwykle. Kajak z wypożyczalni za 10pln - Wigraszek.

  Widok z kajaka na wypożyczalnię.

 I ujęcie na wschód. Widać błoto i wystające korzenie. Patrząc po linii traw, brakuje lekko osiemdziesiąt centymetrów wody. Dało się dopłynąć dwie trzecie długości zalewu na wschód. Potem kajak utknął w śmierdzącym mule. Trzeba się było naszarpać, a zarówno kajak jak i wyposażenie i wiosłujący nadawał się do mycia.

Już tylko dla reporterskiej dokładności, zdjęcie południowego brzegu.

I zdjęcie przelewu. Jak mówią miejscowi, zbiornik jest fajny jak woda idzie górą nad tym progiem. Wtedy da się popływać.

Pływania było w sumie pięćdziesiąt minut. Chyba pierwszy raz oddałem kajak przed czasem.
Szału nie ma jak na odgniatanie tyłka na rowerze przez prawie 80km na. Trzeba będzie sprawdzić czy pogodynka.pl ma tam wodowskaz i pojechać jak będzie przekroczony stan ostrzegawczy.

W przyszły tygodniu Chechło - i to już będą wszystkie zbiorniki w odległości 40km ;)










piątek, 23 sierpnia 2019

Lekko na kajaku.

  Czemu lekko a zarazem nie ultralekko na kajaku? Bo z jednej strony trzeba zabrać jak najmniej. Każda rzecz którą spakujesz, prędzej czy później wyląduje na grzbiecie. Sam kajak swoje waży więc po co dokładać.
 A czemu nie należy iść w stronę UL?  Bo nie da się z masą schodzić do zera, a odchudzony osprzęt, albo jest wściekle drogi, albo mało trwały, albo jedno i drugie. Weźmy na przykład woreczki z Ikei, takie na spożywkę. Są kapitalne do przechowywania, ale w warunkach frontowych rozłażą się po tygodniu. Albo namiot. Typowy namiot trójka waży 3,5-4kg i kosztuje 250-350pln. Producenci potrafią zejść z masą do 2,2kg, ale cena rośnie do 3-4 tysięcy.
  Poza masą liczy się też wielkość. Karimata 5mm jest połowę lżejsza od materacyka, ale zajmuje masę miejsca, a komfort spania jest na niej żaden.
 Z kolei zrezygnować z apteczki lub zestawu naprawczego żeby zaoszczędzić osiemset gram? A potem cały wyjazd żyć w stresie żeby coś się nie stało? Wywalić kompas? Na rzece można, ale na jeziorach już nie. Płynąć bez mapy?
 Nie zabrać książki...? No i to jest taki moment gdzie zawsze się waham. 300 gram, czasem więcej. Ale zawsze biorę.

Po kilku wyjazdach i wielu próbach upakowania dwóch osób w Solarze wyszło co poniżej.

Jednostka:
  • kajak, siedzisko
  • dwie linki 2m i 10m, krótsza zakończona karabinkami
  • reperaturka (klucz do zaworów, klej, łatki, chusteczki z alkoholem, rękawiczki lekarskie, kawałek TearAid, papier ścierny 300, krótki ołówek 2B, zapasowy zawór nadmiarowy, szara nitka i igła. Mieści się w oryginalnym pudełku
  • wiosło
  • pompka+wąż+manometr
  • kamizelka asekuracyjna
Całość waży jakieś 18kg. Jeśli we dwie osoby to 20kg bo dochodzi drugie wiosło i siedzenie.  Kajak i siedzisko wiadomo że trzeba zabrać. Ale nie biorę dmuchanych podnóżków, bo tylko niepotrzebnie zajmują miejsce. Długa lina jest do cumowania, kotwiczenia i jako sznurek na bieliznę. Krótka służy do przypinania worków do kajaka.
Reperaturka: chustki z alkoholem są do oczyszczenia miejsc przy klejeniu. Ołówek, po to by obrysować łatę-mniej się wtedy brudzi klejem. Papier ścierny do zmatowienia miejsca klejenia. TearAid do doraźnej naprawy namiotu, kurtki , spodni.
Pompka to najmniejszy Intex Hammer 0,9litra, zajmuje niewiele miejsca i mieści się w małym worku wraz z manometrem i wężem - następnym razem lepiej wziąć mały, cienki dry-bag (2-3litry), bo w zwykłym worku pompka zamaka. Tą pompkę jest łatwo rozkręcić, więc jak się uprzeć to można do środka coś schować. Tylko koniecznie w worku, bo środek pompki jest pokryty smarem.



Ubrania:
  • spornie wodoodporne Tribord ( te tanie, długie)
  • kurtka wodooporna Wolfskin Limecośtam (lekka i zajmuje mało miejsca)
  • buty siatkowane do wody
  • bielizna (slipy, koszulka, skarpety) 1kpl (drugi mam na sobie). Lub jeśli jest zimno i pranie odpada, to 2kpl z tego jedna podkoszulka z długim rękawem.
  • Krótkie spodenki (tylko jeśli ciepło), żółte z Deca, bez suwaków i ostrych elementów, za to z kieszenią na rzep. Jeśli zimno to dwie pary cienkich getrów.
  • czapka do biegania (jak zimno) lub czapka pustynna (jak ciepło)
  • Okulary
  • Cienka bluza do biegania.
Wszystkie rzeczy z gatunku szybkoschnących. Masa poniżej 2kg. Na niepogodę wrzuca się długie spodnie i kurtkę. Jeśli jest zimno, to pod kurtkę idzie bluza do biegania. Jeśli jest bardzo zimno, to pod spodnie idą getry. Rzepy od spodni w ciepłe dni, lepiej zapinać zaraz pod kolanami-nie nabierają wody przy wsiadaniu.
Buty piankowe na dłuższą metę się nie sprawdzają. Stopa się poci i śmierdnie. Tylko buty z siatki. A co zrobić jak zimno? Chyba zdecyduje się w końcu na wodoszczelne skarpety, tylko żeby cena spadła.
Bielizny się bierze mało, bo przy każdej okazji się ją przepiera szarym mydłem. Tylko nie można wtedy zabierać bawełnianych rzeczy, bo za długo schną. Podkoszulka z długim rękawem przydaje się do spania w zimne dni, albo jak słońce wściekle praży żeby nie poparzyć rąk (wtedy się ją specjalnie moczy w wodzie, żeby chłodziła)

Spanie:
Zestaw jednoosobowy waży 4kg. Namiot 2kg, śpiwór 1,4kg, mata 0,5kg. Nevisa opisałem tutaj. Do Darwina nie robiłem opisu, bo to popularny i bardzo typowy namiot. Zresztą od czasu jak go kupiłem, pojawiło się kilka modeli w tej samej półce cenowej, które są dużo lepsze. Wart rozważenia jest PEME Climate 3. Wprawdzie to marka sklepowa a nie samodzielna, ale C3 wygląda obiecująco. Przede wszystkim zewnętrzny stelaż (możliwość wygodnego rozkładania w deszczu) i duży przedsionek. Do tego masa nieco mniejsza od Darwina i ta sama wielkość sypialni.

 Materacyki - dmuchane moim zdaniem najlepsze. Mają wprawdzie gorszą termikę niż samopompy, ale jeśli jest więcej niż +6-7 stopni, to nie ma znaczenia. Za to zajmują dużo mniej miejsca i łatwiej je pakować. Jeśli zrobi się w nich dziura - TearAid pozwoli dociągnąć do końca spływu.
 Śpiwór opisany tutaj. W zasadzie na lato można kupić lżejszy model - Tramp 1kg. Te same wymiary tylko cieńsza otulina. Blokadą jest jak zwykle kasa. Eh pięknie by było mieć po śpiworze na sezon..  Na razie zostanę przy obecnym dopóki go nie zajadę, potem kupię Micre.
Latarka czołówka - nie waż się jej zapomnieć. Na wyjazd tylko takie. Wiosłowanie, pakowanie, prace obozowe - tylko czołówka gwarantuje wolne ręce. Musi być wodoszczelna. IP67 minimum. Na pasek warto założyć neoprenową nakładę od maski do nurkowania, nie utonie po wpadnięciu do wody.


Kuchnia
  • Menażka Decathlon 0.8 litra
  • Kartusz 110g (jedna osoba 3-5 dni zależnie od temperatury) lub 230g (dwie osoby, pięć dni)
  • Składane łyżki (2szt)
  • Kuchenka Meva Spark
  • Scyzoryk
  • Zapałki
  • 2-3 ściereczki vileda (zamiast gąbki)  
  • Bidon rowerowy 0,7 litra
  • Filtr WTG 
 Cała kuchnia to ok 0,85-1kg.
 Menażka z Deca to kopia Optimusa HF Weekend. Tyle że w przecenie można ją dorwać za 69pln, a oryginał za 150... Podobny model ma jeszcze Pinguin. Kartusz - ten kto wymyślił liofy nich idzie do raju. Pamiętam wyjazdy dwadzieścia i więcej lat temu. Zupy błyskawiczne  trzeba było 5-10minut gotować. Gaz znikał jak śnieg w maju. Teraz większość jest tylko zalewana, więc 110g spokojnie starczy latem dla jednej osoby na pięć dni. 240 (niska) dla dwóch osób. W tej menażce nie mieszczą się kartusze 450g. Natomiast kartusze Colemana węższe i wyższe mieszczą się z kuchenką na styk (wieczko menażki się nie domyka o milimetr lub dwa).
 Na czas transportu na spływ,  w bidonie rowerowym chowam zapasowe baterie, bobber, mikrostatyw.


Higiena
  • Składana szczoteczka z Rosmanna
  • Nitka dentystyczna
  • Pasta Ajona lub inna mała
  • Kawałek szarego mydła w pojemniku po tabletkach izotonicznych.
  • Apteczka (plastry, chusteczki z alkoholem, gaza, bandaż 4.5cmx4m, agrafki, żel na oparzenia z pantenolem, węgiel, nurofen lub inny podobnie działający, fiolka soli fizjologicznej, pęseta, rękawiczki lekarskie, maska do RKO, 1m linki 2-3mm. Ołówek, kartka, woreczek strunowy, clotrimazolon (profilaktyka grzybicy), talk, lightstick wędkarski.
  • Papier toaletowy, mała paczka chusteczek nawilżanych dla niemowląt. 
Sumarycznie może z 0,4kg. Higiena zębów - nie ma lżejszej pasty niż Ajona. Szare mydło nadaje się i do mycia i do prania. Jeśli chodzi o gadżety z apteczki, to większość jest na wszelki wypadek. Clotrimazolon jest ważny i warto go stosować profilatkycznie (stopy i pachwiny) jeśli nie ma możliwości się umyć przez kilka dni. Papier toaletowy - wiadomo. Chusteczki? Tak do wycierania tyłka. Brać te bawełniane bo one się rozkładają po zakopaniu w ziemi. Taki gadżet znacznie skraca czas czyszczenia. A to przy muchach i komarach w lesie rzecz ważna. Przy okazji-można nimi oczyścić ręce.
Żel na oparzenia jest skuteczniejszy w działaniu niż pantenol w sprayu.

 Jedzenie:
  • Kaszka owsiana- 1 paczka na osobę na każde trzy dni
  • Gorzka czekolada - 1 tabliczka jw.
  • Orzechy brazylijskie - paczka 200gram jw.
  • Liofilozat lub danie gotowe MRE - 1 szt osoba/dzień
  • Kabanosy - pół paczki na osobodzień
  • Herbata - 2 tytki dziennie
  • Herbatniki Petit Burre lub (preferowane) Trek'n'eat. - paczka na dzień/osobę
  • Pomidory, banany - po sztuce na osobodzień. Jabłek nie polecam.
  • Iotonik w tabletkach, albo magnez 
 Monotonia jedzenia mi nie przeszkadza, mogę to samo jeść cały tydzień. Żelazna zasada - żadnych chińskich zupek czy instant kubków. Poza tym że zapychają, nie dają energii.
 Śniadanie i kolacja - kaszka z czekoladą. Obiat - liofilizat lub MRE lub kuskus i konserwa mięsna. Przekąski - orzechy, kabanosy, herbatniki, banan.
 Nie polecam ryżów i makaronów - długo to trzeba gotować.
Wypróbowałem posiłki MRE z Arpola (łopatka z ryżem, kurczak z ryżem, gulasz węgierski, spaghetti) generalnie zjadliwe, ale kuskus z konserwą lepszy. Z MRE to najlepszy był gulasz węgierski.
Herbatniki Trek'n' eat są stosunkowo drogie (6pln paczka), ale maja 5 lat trwałości więc można kupić raz zapas na wiele wyjazdów. W smaku coś pośredniego między PettitBure a SU-2. Lekko słodkawe. Idealne dla dzieci.
 Przy okazji - warto poszukać u lokalnych producentów, bo kilka firm robi MRE tyle że nie celuje w turystykę i są słabo widoczne.


Elektronika
  • Telefon Samsung B2710 - włączony, nieużywany trzyma 10 dni. 
  • Aparat małpa Canon colpix s33
  • Kamera Acme, bobber, opaska na głowę.
  • Na spływy dłuższe niż 3 dni, power bank 5Ah
  • drugi komplet baterii do czołówki.
  • Jeśli płynę we dwie osoby, to jeszcze lampka namiotowa.
Z tego też sie robi kilogram - aparat 0,23; telefon 0,18; kamera z obudową i paskiem 0,25 ....
Telefon długo trzyma, i ma GPS. Od biedy można na nim i odebrać pocztę i przeczytać internet.

Aparat ma doczepiony pływak więc nie utonie. W praktyce można nim robić tylko zdjęcia z bliska, bo zoom, nawet optyczny jest fatalny. Jest wodoszczelny do 10m, i na tyle tani że jak kiedyś na nim usiądę to nie będę rwał włosów z głowy.

Kamera - wiadomo, każdy chce mieć fejm na YT. Bobber, żeby nie utopić kamery. Jak kamera jest przykręcona do opaski, to opaska jest na smyczy przypięta do kajaka.Obiektyw kamery zabezpieczyłem kawałkiem pudełka na zatyczkę do nosa, żeby się nie porysował.

Power bank - w naszej strefie klimatycznej jest to lepsze rozwiązanie niż panele słoneczne. Te ostatnie mają sens jeżeli jedziemy na ponad 2 tygodnie.

 Różne:
  • Mapa i szczelny mapnik z Deca
  • Kompas (jeśli po drodze są jeziora)
  • Zegarek
  • Książka.
  • Okulary przeciwsłoneczne.
  • Krem do opalania
  • Środek na komary.
  • Kilka reklamówek.
Mapnik z Deca to mega proste rozwiązanie. Przeźroczysty płaski dry bag. Mapa przetrwa wszystko, a jak przy zamykaniu się go nie odciśnie z powietrza, to unosi się na wodzie.
Zegarek. Podobno szczęśliwi czasu nie liczą. Ale się przydaje. Casio DW-290 - tani, wodoszczelny, lekki.
Książka.  Najlepsze są serie popularne z lat minionych. Mały druk, niewielki format, dużo treści w niewielkiej objętości. Najczęściej kryminał (MacLean i temu podobne). Czasem trzeba czymś zająć myśli jak pada.
Reklamówki? W coś trzeba zawinąć buty żeby nie umarasiły wszystkiego w worku. Podobnie bielizna i koszulki są popakowane w worki na śmieci, żeby wszystko się nie wysypywało przy otwarciu drybaga.
W sumie kolejny kilogram.

Sumarycznie wychodzi to tak: 10kg sprzętu biwakowego i żywności na każde 3dni bez wsparcia z zewnątrz. Do tego 18kg kajaka z osprzętem.  Często, gęsto trzeba to przenosić na własnym grzbiecie.

Na czym by można urwać?
- mniejszy kajak np. Twist 1N - 11kg zamiast 16.
- mniejszy namiot Vango  - 1,6kg zamiast 2.
- lżejszy śpiwór  1 zamiast 1.4kg.

Czyli inwestując dużą gotówkę można zjechać jakieś 6kg. 22 zamiast 28kg. Przy poziomie inwestycji 2400pln. To już taniej pewne odcinki będzie pokonać taksówką ;)

Myślę czy by nie  pokombinować z pneumatycznymi kamizelkami. Są takie malutkie modele, wzorowane na lotniczych. Waga nie jest specjalnie mniejsza od piankowej, ale oszczędność na miejscu ogromna.

piątek, 16 sierpnia 2019

Północne Mazury

 Motto:
 Podroz kajakiem po wielkich jeziorach sklada sie z dwoch rzeczy:
 - próbujesz się nie zamoczyć
 - probujesz sie wysuszyć.


  Bardzo dlugo nie bylem na Mazurach. Bedzie ze dwadziescia lat. Skoro sie nadarzyla okazja, zabralem mloda i pojechalismy.
 Glowny cel to bylo przeplynac ile sie da Kanalu Mazurskiego. Dlaczego to bylo priorytetem? Bo podczas ostatniej bytnoœci tam, trafilismy przypadkiem na jego poczatek. Tyle ze koñczyla nam sie wtedy kasa i jedzenie, wiec stwiedzilem "za rok to zobaczymy" i poszlismy do Wegorzewa. Potem wszystko potoczylo sie inaczej wiec kanal poszedl w zapomnienie.

 Do Gizycka dotarlismy w piatek wieczorem. Podroz pociagniem w sumie komfortowa, choc z drobnym opoznieniem. Wyglada na to ze czasy szelñczych biegow przez dworzec, podawania bagazy oknem i ogolnego wariactwa, minely bezpowrotnie. W Gizycku, zostalo nam przejsc z dworca na pole namiotowe u Czeslawa.


 Po drodze rzut oka na zabytkowa wieze ciśnień.


 Oraz most obrotowy z ubieglego wieku, ktory nadal dziala.


 Pole namiotowe typu wczesny PRL z elementami kapitalizmu lat 80. Miejsce pod namiot bardzo ok. Plaza ok. Sklep z zaopatrzeniem z minionej dekady (kielbasa, tanie puszki, alkohole i mleko). Wielki minus to oplaty za wszystko. Dwie osoby plus namiot to 20pln. Niby nieduzo, ale - ubikacja 2pln, umywalka-5pln, prysznic 12pln, ladowanie telefonu -3pln. Co jak co ale toalety i woda powinny być w cenie noclegu.

 Port jak port, duzo lodek i partyzanckie podlaczenie pradu na spinanych przedluzaczach.


Dzieñ pierwszy


W sobote rano ruszamy z Giżycka.


Kanałem miejskim na jezioro Kisajno.


A na jeziorze, jak to na jeziorze - wieje i fala jest. Plyniemy wschodnim brzegiem az do kempingu na Krolewskim Rogu.


 Posilek i wioslujemy dalej.


 Mści sie zostawienie kompasu w torbie. Zamiast pod most na Kirsajtach trafiam na jezioro Dobskie. Trzeba bylo wracać polnocnym brzegiem obok Sztynortu pod wiatr i fale. Warunki moze nie krytyczne, ale na granicy mozliwosci Solara. Bywalo tak ze krople od fali trafialy mnie w oczy, pomimo tego ze siedzialem z tylu.
 Generalnie pierwszy dzień upłynął pod znakiem deszczu i wiatru.


 Po pokonaniu niskiego mostu miedzy Darginem a Kirsajtami, pierogi w knajpie po lewej stronie. Przemarzliśmy konkretnie więc smakowaly dobrze. Potem dociagnelismy na camping za cyplem.


 Na campingu sporo wiekowych jednostek, miedzy innymi sedziwy kajak.


 Dzieñ drugi


 Plyniemy do Wegorzewa. Znowu pod wiatr i fale. Pogoda dużo lepsza niż wczoraj. Trzy razy nas zmoczył deszcz, trzy razy przyskwarzyło słońce. Niby kajak a trzeba halsować, bo płynięcie burtą do fali jest po prostu niemozliwe. Od czasu do czasu fale od motorowek, na ktore trzeba sie ustawiac dziobem.


 Teraz bylem juz madrzejszy, wiec mape i kompas nurkowy mialem caly czas pod nogami.


Budka dozorcy kanalu.



 I sam kanal - 1200m wioslowania do miasta.



 Mloda wymyślila swoj wezel zeby nie gubic wiosla (przysypiala po drodze).



 Doplyneliśmy na sam koniec Wegorzewa.


 Dalej na wschod juz tylko rzeka, do której prowadzi ruchoma zapora.



 I to niespływalna ze względu na niski stan wody.



Wypływając z Węgorzewa mieliśmy okazję zobaczyć parowiec własnym sumptem zbudowany. Robił ciuch ciuch jak lokomotywa. Wiem jak robi lokomotywa bo kiedyś widziałem jedną.




 Z Wegorzewa docieramy do Kanalu Mazurskiego. Wpływamy na niego okolo kilometr i wracamy na pole namiotowe na jego poczatku.



 Jest to moim zdaniem jedno z lepszych pol. Duze, trawiaste, ciche. Toalety i umywalki w cenie pobytu. Prysznic 12pln za 10minut cieplej wody. Jeœli ktoś chce ognisko, trzeba kupić drewno u wlasciciela - nie wolno przynosić drewna z lasu.

Dzieñ trzeci.

I nastał poranek dnia trzeciego. Właśnie dla takich widoków się tu przyjeżdża.



 Mapa kanalu na tablicy u jego wlotu.

 Most kolejowy (1.5km od początku)


 Ruiny poniemieckiego mostu na drugim kilometrze. Po drodze trafiaja sie drzewa zwalone do kanalu. Na szczeście jest on na tyle szeroki i gleboki, ze lawirujac mozna przeplynać bez przenoszenia.



 Docieramy do pierwszej przeszkody - ścianka larsena w poprzek kanalu. Do tego miejsca kanal jest utrzymywany. Przenoska prawym brzegiem, jakieś 120m.



 Nie oplaca sie wodowac zaraz za larsenami bo te 120m dalej jest jaz w pozycji zamkniety. Jest to jeden z takich dziwnych historycznych przypadkow. Gdyby Niemcy opuszczjac te tereny zostawili go w pozycji otwarty, to mozna byl latwo doplynac do pierwszej sluzy.

Znajdź żabę na obrazku.



 Potem plynie sie kanalem zarosnietym na zielono - okolo 1,5km.



 Tutaj drzewa sa wiekszym problemem, ale nadal obywa sie bez przenosek



 Kanal koñczy sie walem ziemnym.



 50 m dalej jest nieukoñczona œluza. Projektowana byla na spadek 17m! Na zdjeciach ciezko uchwycic jej wielkość, trzeba tam byc. Na sluzie zrobiono park linowy. Przyznaje ze mialem skojarzenia z postapokalipsa. Na ruinach dawnej cywilizacji, nowa cywilizacja urzada sobie zabawe.



 Sluza od frontu, widać ze Niemcy chcieli ja trwale oznakowac.


 Ciek wodny ponizej sluzy jest niesplywalny. To bardziej kanal melioracyjny i to zarosniety. Powrot do kajaka i przeplyniecie spowrotem zajmuje nam czas do 14. Potem dwie godziny wioslowania i ladujemy na polu namiotowym kolo mostu na Kirsajtach


Dzieñ czwarty


 Poranna pobudka, owsianka, pakowanie i plyniemy w strone mostu. Pogoda jak pierwszego dnia - wieje i pada.



 Z ponowna wizyta w pierogarni.



 Potem zachodnim brzegiem Dargina i Kisajno pośród wysp. Pogoda się poprawiła. Jednocześnie grzeje i pada. Mazury to jedyne znane mi miejsce gdzie można się nabawić poparzeń słonecznych w czasie deszczu.



 Spotykamy szatañska lodke Mak 666. Piękna i dobrze utrzymana jednostka, pierwsza z serii. Zbudowana w 74 roku i nadal pływa. Na jednym z okien ma wygrawerowane nazwisko projektanta i szkutnika, wraz z rokiem budowy.



  Ze względu na wiatr i fale mloda robi improwizowany spray deck z kurtki.


 Wracamy na przystañ w Gizycku.


 Dzieñ piaty.


 Poki mloda spi, wybieram sie na zwiedzanie twierdzy Boyen. To duza i ciekawa konstrukcja. Jeden z ostatnich obiektow ery zamkow i twierdz. Nigdy nie byla oblezona, jest zachowana w znakomitym stanie. Ponieważ poszedłem wcześnie rano, brama była otwarta a kasa nie. ;)



 Row ochronny przy warszacie prochowym.



 Pietrowe stanowiska ogniowe.



 Brama wodna - tak, budowniczowie twierdzy podciagneli do niej kanal wodny, ktorym poruszaly sie barki do 200 ton. Potem kanał zasypano i położono tory.



 I kawalek historii w historii. Po IIWS kiedy tereny trafily w rece Polakow, twierdza pozostala obiektem wojskowym. Tyle ze malo przydatnym. Konstrukcja nie dawala praktycznie zadnej oslony przy nowoczesnych armatach.
 Potem obiekt zdemobilizowano i ... nie bylo za bardzo pomyslu co z nim dalej zrobic. Dlatego rozne organizacje dostaly tam kwatery. Miedzy innymi klub nurkowy Pletwal. Pletwal zmienil lokalizacje jakies dziesic lat temu. Pozostaly pletwy...


... i klubowa knajpa.


 Potem ruszamy kanalem Niegawskim na jezioro Tajty.


Planowalismy doplynac do koñca jeziora, potem przeplynac kawalek rzeka i dostac sie na jez Dejgunek. Niestety, rzeka jest mocno zarosnieta i bardzo plytka.



 Choc widac ze jakis kajakarz sie przedarl od drugiej strony.


 Znowu wracamy na pole u Czeslawa.

Dzieñ szosty.


 Powrot pociagiem. Oczywiście ten z Gizycka spoznil sie 1,5h i nie zdazylismy na przesiadek w Olsztynie. Milo wiedziec ze pewne rzeczy na Mazurach sie nie zmieniaja.



Film z wyjazd.