Test

Ogromna prośba do wszystkich którzy tu zaglądają - komentujcie, to co czytacie. I jeśli możecie to piszcie skąd jesteście i jak trafiliście.

piątek, 16 sierpnia 2019

Północne Mazury

 Motto:
 Podroz kajakiem po wielkich jeziorach sklada sie z dwoch rzeczy:
 - próbujesz się nie zamoczyć
 - probujesz sie wysuszyć.


  Bardzo dlugo nie bylem na Mazurach. Bedzie ze dwadziescia lat. Skoro sie nadarzyla okazja, zabralem mloda i pojechalismy.
 Glowny cel to bylo przeplynac ile sie da Kanalu Mazurskiego. Dlaczego to bylo priorytetem? Bo podczas ostatniej bytnoœci tam, trafilismy przypadkiem na jego poczatek. Tyle ze koñczyla nam sie wtedy kasa i jedzenie, wiec stwiedzilem "za rok to zobaczymy" i poszlismy do Wegorzewa. Potem wszystko potoczylo sie inaczej wiec kanal poszedl w zapomnienie.

 Do Gizycka dotarlismy w piatek wieczorem. Podroz pociagniem w sumie komfortowa, choc z drobnym opoznieniem. Wyglada na to ze czasy szelñczych biegow przez dworzec, podawania bagazy oknem i ogolnego wariactwa, minely bezpowrotnie. W Gizycku, zostalo nam przejsc z dworca na pole namiotowe u Czeslawa.


 Po drodze rzut oka na zabytkowa wieze ciśnień.


 Oraz most obrotowy z ubieglego wieku, ktory nadal dziala.


 Pole namiotowe typu wczesny PRL z elementami kapitalizmu lat 80. Miejsce pod namiot bardzo ok. Plaza ok. Sklep z zaopatrzeniem z minionej dekady (kielbasa, tanie puszki, alkohole i mleko). Wielki minus to oplaty za wszystko. Dwie osoby plus namiot to 20pln. Niby nieduzo, ale - ubikacja 2pln, umywalka-5pln, prysznic 12pln, ladowanie telefonu -3pln. Co jak co ale toalety i woda powinny być w cenie noclegu.

 Port jak port, duzo lodek i partyzanckie podlaczenie pradu na spinanych przedluzaczach.


Dzieñ pierwszy


W sobote rano ruszamy z Giżycka.


Kanałem miejskim na jezioro Kisajno.


A na jeziorze, jak to na jeziorze - wieje i fala jest. Plyniemy wschodnim brzegiem az do kempingu na Krolewskim Rogu.


 Posilek i wioslujemy dalej.


 Mści sie zostawienie kompasu w torbie. Zamiast pod most na Kirsajtach trafiam na jezioro Dobskie. Trzeba bylo wracać polnocnym brzegiem obok Sztynortu pod wiatr i fale. Warunki moze nie krytyczne, ale na granicy mozliwosci Solara. Bywalo tak ze krople od fali trafialy mnie w oczy, pomimo tego ze siedzialem z tylu.
 Generalnie pierwszy dzień upłynął pod znakiem deszczu i wiatru.


 Po pokonaniu niskiego mostu miedzy Darginem a Kirsajtami, pierogi w knajpie po lewej stronie. Przemarzliśmy konkretnie więc smakowaly dobrze. Potem dociagnelismy na camping za cyplem.


 Na campingu sporo wiekowych jednostek, miedzy innymi sedziwy kajak.


 Dzieñ drugi


 Plyniemy do Wegorzewa. Znowu pod wiatr i fale. Pogoda dużo lepsza niż wczoraj. Trzy razy nas zmoczył deszcz, trzy razy przyskwarzyło słońce. Niby kajak a trzeba halsować, bo płynięcie burtą do fali jest po prostu niemozliwe. Od czasu do czasu fale od motorowek, na ktore trzeba sie ustawiac dziobem.


 Teraz bylem juz madrzejszy, wiec mape i kompas nurkowy mialem caly czas pod nogami.


Budka dozorcy kanalu.



 I sam kanal - 1200m wioslowania do miasta.



 Mloda wymyślila swoj wezel zeby nie gubic wiosla (przysypiala po drodze).



 Doplyneliśmy na sam koniec Wegorzewa.


 Dalej na wschod juz tylko rzeka, do której prowadzi ruchoma zapora.



 I to niespływalna ze względu na niski stan wody.



Wypływając z Węgorzewa mieliśmy okazję zobaczyć parowiec własnym sumptem zbudowany. Robił ciuch ciuch jak lokomotywa. Wiem jak robi lokomotywa bo kiedyś widziałem jedną.




 Z Wegorzewa docieramy do Kanalu Mazurskiego. Wpływamy na niego okolo kilometr i wracamy na pole namiotowe na jego poczatku.



 Jest to moim zdaniem jedno z lepszych pol. Duze, trawiaste, ciche. Toalety i umywalki w cenie pobytu. Prysznic 12pln za 10minut cieplej wody. Jeœli ktoś chce ognisko, trzeba kupić drewno u wlasciciela - nie wolno przynosić drewna z lasu.

Dzieñ trzeci.

I nastał poranek dnia trzeciego. Właśnie dla takich widoków się tu przyjeżdża.



 Mapa kanalu na tablicy u jego wlotu.

 Most kolejowy (1.5km od początku)


 Ruiny poniemieckiego mostu na drugim kilometrze. Po drodze trafiaja sie drzewa zwalone do kanalu. Na szczeście jest on na tyle szeroki i gleboki, ze lawirujac mozna przeplynać bez przenoszenia.



 Docieramy do pierwszej przeszkody - ścianka larsena w poprzek kanalu. Do tego miejsca kanal jest utrzymywany. Przenoska prawym brzegiem, jakieś 120m.



 Nie oplaca sie wodowac zaraz za larsenami bo te 120m dalej jest jaz w pozycji zamkniety. Jest to jeden z takich dziwnych historycznych przypadkow. Gdyby Niemcy opuszczjac te tereny zostawili go w pozycji otwarty, to mozna byl latwo doplynac do pierwszej sluzy.

Znajdź żabę na obrazku.



 Potem plynie sie kanalem zarosnietym na zielono - okolo 1,5km.



 Tutaj drzewa sa wiekszym problemem, ale nadal obywa sie bez przenosek



 Kanal koñczy sie walem ziemnym.



 50 m dalej jest nieukoñczona œluza. Projektowana byla na spadek 17m! Na zdjeciach ciezko uchwycic jej wielkość, trzeba tam byc. Na sluzie zrobiono park linowy. Przyznaje ze mialem skojarzenia z postapokalipsa. Na ruinach dawnej cywilizacji, nowa cywilizacja urzada sobie zabawe.



 Sluza od frontu, widać ze Niemcy chcieli ja trwale oznakowac.


 Ciek wodny ponizej sluzy jest niesplywalny. To bardziej kanal melioracyjny i to zarosniety. Powrot do kajaka i przeplyniecie spowrotem zajmuje nam czas do 14. Potem dwie godziny wioslowania i ladujemy na polu namiotowym kolo mostu na Kirsajtach


Dzieñ czwarty


 Poranna pobudka, owsianka, pakowanie i plyniemy w strone mostu. Pogoda jak pierwszego dnia - wieje i pada.



 Z ponowna wizyta w pierogarni.



 Potem zachodnim brzegiem Dargina i Kisajno pośród wysp. Pogoda się poprawiła. Jednocześnie grzeje i pada. Mazury to jedyne znane mi miejsce gdzie można się nabawić poparzeń słonecznych w czasie deszczu.



 Spotykamy szatañska lodke Mak 666. Piękna i dobrze utrzymana jednostka, pierwsza z serii. Zbudowana w 74 roku i nadal pływa. Na jednym z okien ma wygrawerowane nazwisko projektanta i szkutnika, wraz z rokiem budowy.



  Ze względu na wiatr i fale mloda robi improwizowany spray deck z kurtki.


 Wracamy na przystañ w Gizycku.


 Dzieñ piaty.


 Poki mloda spi, wybieram sie na zwiedzanie twierdzy Boyen. To duza i ciekawa konstrukcja. Jeden z ostatnich obiektow ery zamkow i twierdz. Nigdy nie byla oblezona, jest zachowana w znakomitym stanie. Ponieważ poszedłem wcześnie rano, brama była otwarta a kasa nie. ;)



 Row ochronny przy warszacie prochowym.



 Pietrowe stanowiska ogniowe.



 Brama wodna - tak, budowniczowie twierdzy podciagneli do niej kanal wodny, ktorym poruszaly sie barki do 200 ton. Potem kanał zasypano i położono tory.



 I kawalek historii w historii. Po IIWS kiedy tereny trafily w rece Polakow, twierdza pozostala obiektem wojskowym. Tyle ze malo przydatnym. Konstrukcja nie dawala praktycznie zadnej oslony przy nowoczesnych armatach.
 Potem obiekt zdemobilizowano i ... nie bylo za bardzo pomyslu co z nim dalej zrobic. Dlatego rozne organizacje dostaly tam kwatery. Miedzy innymi klub nurkowy Pletwal. Pletwal zmienil lokalizacje jakies dziesic lat temu. Pozostaly pletwy...


... i klubowa knajpa.


 Potem ruszamy kanalem Niegawskim na jezioro Tajty.


Planowalismy doplynac do koñca jeziora, potem przeplynac kawalek rzeka i dostac sie na jez Dejgunek. Niestety, rzeka jest mocno zarosnieta i bardzo plytka.



 Choc widac ze jakis kajakarz sie przedarl od drugiej strony.


 Znowu wracamy na pole u Czeslawa.

Dzieñ szosty.


 Powrot pociagiem. Oczywiście ten z Gizycka spoznil sie 1,5h i nie zdazylismy na przesiadek w Olsztynie. Milo wiedziec ze pewne rzeczy na Mazurach sie nie zmieniaja.



Film z wyjazd.


1 komentarz:

  1. Planuję taką wycieczkę, Twoja fotorelacja napawa mnie entuzjazmem

    OdpowiedzUsuń