Test

Ogromna prośba do wszystkich którzy tu zaglądają - komentujcie, to co czytacie. I jeśli możecie to piszcie skąd jesteście i jak trafiliście.

sobota, 16 listopada 2019

Pontonem z Goczałkowic do Oświęcimia 2016.07.22

 Trzeba powoli przenosić relacje z FW na bloga. Głównie dlatego że kiedyś popodpinałem do nich zdjęcia z serwisów hostingowych, a te po jakimś czasie znikają.


Pierwszy dłuższy spływ pontonem jaki zrobiłem.

Na ten spływ ostrzyłem sobie zęby od dłuższego czasu. Tym bardziej że praca i inne obowiązki ograniczają wyjazdy do Przemszy, Brynicy i Pogorii. W końcu się udało. W piątek wyrwawszy się wcześniej z pracy, spakowałem córkę, ponton i masę gratów i wyruszyliśmy. Pociągiem z Katowic do Goczałkowic. Niecała godzinka jazdy. Miejscowość Goczałkowice-Zdrój jest bardzo ładna. Parki, stawy, parki i sanatoria. Pięknie. Minus taki że w sklepie nie idzie kupić normalnej konserwy. Trzeba się było wrócić aż do ronda, i skręcić w lewo - był sklep w którym była jakaś konserwa 'mięsna"




Koniec końców, o 16 byliśmy na wodzie .


Wisła jawi się niczem Amazonka... A tak bardziej serio. Woda mimo że wypływa ze zbiornika który jest źródłem wody pitnej, niesie ogromne ilości mułu. Za to nie śmierdzi. I w sumie to malowniczo wygląda.



Pełno dzikiego ptactwa. Myszolopy, jaszczompy, bociany. Nie znam się na tym ale Córka była pod ogromnym wrażeniem - z bliska...



Przepust rurowy. Na zdjęciach w sieci, wyglądało to na zwykły niski mostek. W rzeczywistości - paskudna przeprawa. Brzegi zarośnięte, i ciężko się wydostać na górę. No i w dodatku, górą śmigają ciężarówki w jedną i w drugą, bo droga prowadzi do kopalni.



Dopływ na prawym brzegu.


I pierwsze przełażenie po gałęziach.


Malownicze brzegi. Wyglądają na przyjazne, ale takie nie są. Porośnięte wszelkim chwastem. Króluje pokrzywa i perz. Co najgorsze, zaraz przy brzegu jest głęboki, a ściany są bardziej strome niż wyglądają.


Ale młoda nadal zadowolona.



Bo jej się udało sfotografować sarnę. Poza sarną, była jeszcze masa niewidocznych bobrów, które hałaśliwie wskakiwały do wody, i jedna dzika krowa.


Obozowisko nad ranem. Brzeszcz. Wylądowaliśmy dzień wcześniej o 21.00. Schodki przy wodowskazie były dla nas zbawieniem. W żadnym innym miejscu po drodze, czyli przez 15 km, nie było szans na wyjście na brzeg i wyciągnięcie na niego pontonu.


Motyl na kąpielówkach. Rano było ich całkiem sporo. Z jakiegoś powodu upodobały sobie czerwone zapinki od namiotu, i moje gacie.


Po ruszeniu z Brzeszcz, brzegi ujawniają swoją podłą naturę. Prawie pionowe, piaszczysto-ilaste. Na tym odcinku nurt jest szybszy, a rzeka bardziej kręta.
Kilometr po prostej, oznacza trzy i pół kilometra rzeką. Wystarczy utrzymywać ponton na środku nurtu, żeby płynąć 3km/h.



Około 11.30 utknęliśmy. W poprzek rzeki leżało sporo zwalonych pni. Przeszkoda szeroka na jakieś 3 metry. Ale pnie drobne. Nie dało się na nich stanąć. Były też zbyt splątane żeby je rozdzielić. Trzeba było wrócić do Brzeszcza. Musieliśmy podpłynąć jakieś sto metrów nazad i znaleźliśmy jedyne miejsce, w którym wyglądało że można wysiąść. To było bardzo błotniste miejsce. Bardzo.


Ponton w błocie..


Świetlana przyszłość przed nami...Niestety, ta świetlana przyszłość to było pole pokrzyw i tataraków i to w dodatku błotniste. Jakieś 500 metrów wyrąbywania drogi za pomocą wioseł. Raczej nie będziemy mieli reumatyzmu.


Widok na pole którym przeszliśmy, ani śladu naszej wycinki. W dodatku wygląda przyjaźnie.


Staw kopalniany. Zaraz za wałem tworzącym staw, jest zalany dom. Kopalnia jak zbudowała staw, to go słabo zabezpieczyli i jeden z tambylców
stracił lokum.



Upalna droga na dworzec. Dotarliśmy po godzinie. I co się okazało ? Dworzec jest , ale pociągów nie ma. Wogóle. Trzeba było podjechać busem do Oświęcimia
(przystanek jest jest pół kilometra dalej, a busy odjeżdżają co pół godziny). Byliśmy tak brudni ( pomimo mycia się na dworcu kolejowym), że kierowca zgodził
się nas przewieźć tylko jeśli będziemy siedzieć na podłodze.



Dworzec w Oświęcimiu. Przygotowany na ŚDM więc ogrodzeń dużo.



Po powrocie do domu, trzeba było myć wszystko - zwłaszcza ponton, który razem ze sporą ilością błota został spakowany do czerwonego wora.
O dziwo, ponton przetrwał bez żadnej dziury. Za to straciłem jedną karimatę ( potargana w trakcie przedzierania się przez chaszcze) i buty do
nurkowania ( było w nich tyle mułu że nie widziałem szans na ich doczyszczenie).

Dwie fajne rzeczy które wymyśliliśmy.
Karimat nie trzeba chować do wora. Zamokną, więc zamiast do namiotu, kładzie się je pod namiot.
Duży mokry worek transportowy, można wywrócić na lewą stronę, i wsadzić do niego równie mokre kamizelki. Tym sposobem zyskuje się poduszki,
a wilgoć nie włazi do namiotu.

Spływ choć przerwany w połowie - udany.

4 komentarze:

  1. Znalazłem ten wpis bo szukam wszelkich informacji o spływach z Czechowic(gdzie mieszkam) do Oświęcimia i dalej do Krakowa Wisłą. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli byś się wybierał od Goczałkowice to celuj w "wyższe stany średnie" wody.

      A na pierwszy raz to polecam raczej odcinek Oswiecim-Krakow.

      Usuń
  2. Odpisałbym jakoś prywatnie ale nie umiem znaleźć na tej bloggerowej stronce adresu mejlowego. Mój to tomek190182@poczta.onet.pl Chciałbym troszkę pogadać o tej trasie do Oświecimia. Na razie nie mam nawet czym płynąć, ale czytam sobie o sprzęcie na Pana(Twoim) blogu a o trasie też bym się conieco chętnie dowiedział.

    OdpowiedzUsuń