Dzień drugi - Garnek
(...) Przy okazji od miejscowego chłopa
dowiadujemy się, że przenoska nie była konieczna, bo jakieś pół
kilometra wcześniej można było wpłynąć w lewą odnogę, gdzie mieści się
gospodarstwo agroturystyczne (do obniesienia tylko mały wodospadzik) i
wypłynąć tu: (...)
Nie do końca tak to wygląda. Faktycznie pół
km wcześniej jest na lewym brzegu jazz w stanie na wpół zniszczonym. W
zasadzie to wygląda tak, jakby wbito stalowe pale i zasypano kamieniami,
a boki wymurowano.
Spokojnie da się przenieść i to w miarę wygodnie.
Problem zaczyna się potem. Do kanału trafia może z 20% całego strumienia, więc miejscami jest 5cm wody. Z racji meandrów, płycizny graniczą z
2 m głębią (zmiana na dystansie 5m). Zwalone drzewa trafiają się
oczywiście w tych głębokich miejscach. Jedno takie musiałem połamać
stając na nim.
Po jakichś 150 m od wpłynięcia w kanał, jest most, a
pod mostem powbijane drewniane pale. Są grube - ok 15 cm i powbijane
bez sensu, więc trzeba wysiąść z kajaka i
go przeprowadzić. Potem jest jakieś 300m meandrów i oba nurty się
łączą. Miejsce łączenia łatwo przegapić, lewy kanał na wylocie wygląda
jak większy rów melioracyjny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz