Strony

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Francja - wycieczka z kanałem w tle.

 Wyjazdy do Francji to już powoli wchodzą w nawyk. Pobudka wcześnie rano, taksówka, Pyrzowice, Frankfurt, Lion. Jedno popołudnie zostaje na zwiedzanie.
 Ciekawostka. Wprawdzie tu obowiązuje ten sam oficjalny czas co w Polsce, ale wschód i zachód słońca, są przesunięte o godzinę później. Czyli w zasadzie, mogłaby to już być inna strefa.
 Do centrum Lyonu jakoś nie ciągnie, miasto jak miasto - zatłoczone. Ale park w Myezieu to atrakcja prima sort. Jest na tyle duży że można tam łazić cały dzień. Tym razem planowałem dojść nie do kanału ale do rzeki - zobaczyć jak wygląda ta nieuregulowana część. Taplania się nie planowałem - woda jeszcze zbyt zimna.
Najciekawsze okazało się być jednak po drodze - obszar zalewowy. :)

Cały system zaczyna się od ciekawego jazu, wbudowanego w prawy wał kanału, zaraz przez zbiornikiem La Grande Large. Konstrukcja ma ponad 120 lat.


Zdjęcie z czasów budowy (z tablicy informacyjnej, stąd zielone odbicia). Kanał, elektrownia i przelew powstały w 1892r. Elektrownia pozwalała na zasilanie stu tysięcy domów i pokrywała niemal całkowicie zapotrzebowanie Lyon na prąd.

Przy drodze, system ostrzegawczy. Jeśli miga czerwona lampka - nie idź tam.

 Pierwsza z pięciu komór przelewowych. Od górnej krawędzi do tego poziomu z słupkami, jest jakieś 2,5m. Kolejne 2,5m jest do tej wody z glonami na dole. Jedna taka sekcja ma jakieś 14m długości. Trzeba przyznać że zrobiono to z rozmachem. Konstrukcja ma swoje lata, i żeby ją zabezpieczyć, zamontowano dodatkową ściankę systemu Larsena - widoczna w wodzie po prawej.

Rzut oka w dół jazu, ooo tam jest jeszcze metr niżej kanał. W sumie spadku wody jest tu jakieś 6m.

Centralna sekcja, z zaworem do precyzyjnej regulacji.

Widok na początek terenu zalewowego. Jak nie ma wody, krowy się tam pasą.

Widok na przelew od dolej strony.

Teren zalewowy, kończy się dwa kilometry dalej. Serio, zrobili sobie lekko licząc trzy, może więcej, kilometrów kwadratowych do potencjalnego zalania. Teren kończy się kilkoma sztucznymi jeziorami.

A tu jest przykład, klasycznego blogowego oszustwa. Paczcie w jakim pięknym rejonie żem był. Słonce że aż oślepia, krystalicznie czysta woda, zieleń i biały piasek w tle...

... a jak jest naprawdę? To co wygląda na biały piasek, to jasne otoczaki. Piasku tam nie ma wogóle. Tylko kamienie. Na dnie trochę mułu. Woda nie jest przejrzysta, tylko zabarwiona wypłukanymi minerałami, a na całym jeziorku obowiązuje zakaz kąpieli.
 Dodatkowo, ta zieleń wokół jest tylko na wiosnę. Cienka warstwa gleby i wysoka temperatura, powoduje że latem wszystko żółknie. Zresztą, nawet kiedy jest zielone, to nie są jakieś fajne roślinki. Licha trawa, i mnóstwo kolczastych krzaków. Nie ma opcji zejścia ze ścieżki.

Dotarłem prawie do rzeki po drugiej stronie parku. Prawie, bo brakło jakichś 50m. Niestety brzegi są zarośnięte nieprzebytym gąszczem. Próbowałem kilku podejść ścieżkami, ale skończyło się to tylko podrapanymi nogami.

Potem został jeszcze powrót tą samą trasą. Kolejne dni, były na tyle wypełnione pracą, że nie było już opcji łażenia gdziekolwiek.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz