Strony

poniedziałek, 18 listopada 2019

Kajakiem z Częstochowy do Bobrów 2017.06.15

 Ten opis nie był jeszcze nigdzie zamieszczany. Wrzucam zanim zapomnę jak tam wyglądało.

 Spływ Wartą to była pierwsza duża wyprawa kajakiem. Planowaliśmy trzy dni, skończyło się na dwóch. Nie zaplanowaliśmy wielu rzeczy, bo na tym spływie, musiałem się wielu rzeczy od nowa nauczyć...
Do Częstochowy dotarliśmy pociągiem z Sosnowca. To chyba była niedziela, bo wszystko pozamykane.


  W miarę szybko dotarliśmy do miejsca startu. Stan wody stosunkowo niski. Zostawiłem córę żeby pompowała kajak, a sam poszedłem kupić jeszcze coś do jedzenia na drogę.

  To jest moment w którym uświadamiam sobie, że kajak nie jest jednak taki wielki jak mi się do tej pory wydawało. Płynąc samotnie Wisłą miałem wrażenie, że jednostka jest prawie pusta i zmieści się tam mnóstwo rzeczy. A tu znok.


Finalnie się udało zapakować. Bagaże na rufie, bagaże pod stopami, kamizelka na kolanach. Ale młoda na razie się cieszy. Wokół sporo kajakarzy na sprzęcie z wypożyczalni. Komentarze nie napawają otuchą - dmuchanym to bych nie płynął...

   Pierwsza przenoska. Spadek może ze czterdzieści centymetrów, ale wszyscy o dziwo karnie obnoszą. Szkoda mi trochę kajaków z wypożyczalni ciągniętych bezpardonowo po ziemi. Uczono mnie że jednostka ma się stykać tylko z wodą, nigdy z ziemia.


 Miejscami płytko, ale bardzo urokliwie. Płyniemy i płyniemy.

  Od czasu do czasu wapienne skałki, no cóż jesteśmy nadal na północnym końcu Jury.

  Miejscami rzeka idzie prosto jak strzelił. Brzegi na tym odcinku silnie zarośnięte.

  Doganiamy kajakarzy z wypożyczalni. Może nie euforia ale duma. Obładowany niczym osioł dmuchaniec ryjący wodę dziobem i jednak ciut szybciej niż sztywniak.

Skała Zakochanych czy jakoś tak. Co ludzie mają w głowach. Większy kamień - skała zakochanych, jakakolwiek wyspa - wyspa miłości. Tak jakby nie mogli po staremu ryćkać się w zbożu albo zagonie ziemniaków...

  Potem długo nie robiliśmy zdjęć. Rzeka płynęła zawijasami, raz czy dwa trzeba było wypchnąć kajak przez płycizny.  Koło 15 dotarliśmy do mostu, przy którym większość kajakarzy kończyła spływ - znak pokazuje że to koniec miasta Częstochowa.

  Córka już trochę zmęczona, ale daje radę. Na kajaki widać profesjnalne pakowanie. Ta sterta przeszkadzała nam później, jak przyszło przepływać pod nisko wiszącymi gałęziami.

  Planując wyjazd rozważaliśmy to miejsce jako pierwszy nocleg. Ale jeszcze było w miarę wcześnie a sama miejscówka okazała się być niespecjalna. Płasko, ale wszystko zryte samochodami, a do lasu kawał drogi.
 Popłynęliśmy dalej, i za jakiś czas była kolejna przenoska. Próg z półtorametrowym spadkiem.


 A potem kolejny próg, tym razem obok zakładów produkujących płyty meblowe. Poniżej progu most, a pod nim piękny piasek.

 Tu już było tak płytko, że wyszedłem i ciągnąłem kajak na lince.

 Mijamy wypasiony domek na drzewie.

 I lądujemy w miejscowości Garnek. Na prawym brzegu miejsce na nocleg.

  I to takie na wypasie. Miejsce do gry, ławki, wiaty...


 I krzaki co dały cień, żeby namiot się tak nie nagrzewał. Nocleg przebiegł spoko. Dopiero rano jak ruszyliśmy, to okazało się że pomyliliśmy miejsca. To gdzie spaliśmy to był miejscowy plac zabaw. Pole namiotowe, było jakieś 300m dalej za mostem.
  Rano musiałem jeszcze pójść do wiejskiego sklepu, po krem do opalania i panthenol na oparzenia. Szkolny błąd, ale żadne z nas się nie zabezpieczyło wczoraj przed słońcem. Drugi dzień płynęliśmy w długich rękawach.


  Szykując się do spływu, przestudiowałem relacje miandasa na FW. Wspominał że przed jednym z MEW jest możliwość płynięcia bypasem i wtedy przenoska jest krótsza. Udało się z tego skorzystać.


  Kanał jest płytki i piaszczysty.  500m dalej jest most z drewnianymi palami pod spodem, trzeba tam ostrożnie lawirować kajakiem. Potem płynie się między wałami. Tam też mieliśy sytuacje gdzie trzeba było leżące w poprzek drzewo wcisnąć pod wodę.


 Brzegi na tyle strome, że można było zrobić takie zdjęcie siedząc w kajaku.


  Kolejna przenoska... wogóle było ich tu dużo. Najgorsza była koło 16. Przenieśliśmy kajak obok MEW. Zwodowaliśmy. 500 metrów dalej powtórka. Próg oznaczony jako spływalny był zawalony połamanymi drzewami.

 Przy przenosce na MEW, taki widok wokół. Ciekawe gdzie jest wieś zasilana z tej elektrowni.


  Kolejny postój i wyprawa po picie.

  Chwilę po ruszeniu, pogoda się zepsuła. Lunęło. I znowu wyszły braki w planowaniu. Moja kurtka była na dole worka, bo przecież ładna pogoda. Kurtka córki okazała się być wiatrówką a nie sztormiakiem i przemokła w momencie.  Burzę przetrwaliśy skuleni pod rozłożoną matą samopompującą..


  Dopłynęliśmy do Bobrów. Młoda świętuje koniec odcinka.

  Potem chmury poszły sobie dalej, ale widzieliśmy że nadpływają następne. Prognoza na internecie mówi: jutro będą psy i koty z nieba lecieć.
   
  Z miejsca lądowania, mamy 10 minut na dworzec. Suszymy i pakujemy rzeczy, o 19.10 ruszamy do Częstochowy. 
  Obsesyjny nawyk czyszczenia sprzętu procentuje. Planowaliśmy następny spływ za tydzień czy dwa, wiec można by zwinąć kajak na mokro. Zaparłem się jednak że ma być zwinięty jak do zimowego przechowywania.
  I ? Dziesięć dni później, na innym spływie złamałem bark. Przez co kajak przeleżał w worku nastepne cztery miesiące.
 To jedna z niewielu rzeczy na tym spływie jakie zrobiliśmy porządnie. ;)



2 komentarze:

  1. fajna trasa, dla mnie taka w sam raz;) Też staram się pływać kajakami jak najczęściej. Tu na stronie https://gokajak.com/kajaki-pneumatyczne-67 znajdziecie spory wybór kajaków, kamizelek i innych akcesoriów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh spamerzy. Skoro sie chcecie w to bawic.

      Link podany przez "Mala" prowadzi do skromnej oferty kajakow dmuchanych na stronie firmy GoKajak.


      Krotko o tej ofercie - jest biedna. Jedyne dwa kajaki godne zainteresowania to Sevylor Tahiti i Rivera. Przy czym tez tylko w przypadku jesli oglasza posezonowa znizke. To sa proste kajaki do zabawy przy brzegu, niedzielnego plywania, ewentualnie jednego dluzszego splywu. Szerokie i miekkie, albo plyna z pradem albo trzeba wybierac wody stajace.

      Cala reszta modeli jest o kant dupy potluc bo:

      1. Maja stosunkowo niskie cisnienie komor - 0.1 bar. Obecnie standardem jest 0.2 , a lepsze sprzety maja od 0.25 do 1! bar cisnienia.

      2. To sa dwupowlokowce. Co oznacza ze po kazdym plywaniu musisz go calkowicie rozlozyc, powyciagac pecherze z komor i suszyc. Jesli nie ma mocnego slonca - 2-3 dni zabawy. Inaczej bedzie smierdzial.Ten typ kajaka dobrze wyglada tylko na filmach promocyjnych.

      3. Trawalosc. Na rynku nie spotyka sie tych kajakow z drugiej reki starszych niz rok. Po prostu wewnetrzne powolki sa bardzo slabe.A klejenie uciazliwe. Lubia puscic na zgrzewie i takie uszkodzenie jest nienaprawialne.

      4. Cena. No sorry ale jezeli za taki pizowszit spiewaja 2.5 tysiaca to w tej cenie mozna w grudniu kupic Solar 410 lub Solar C3 - jednopowlokowa, sztywna maszyna o przewidywanej trwalosci 15-20 lat. W podobnych cenach mozna kupic cos z Aquamariny. W DUZO nizszej cenie mamy bardzo wygodna LadyA z Ukrainy (dystrybutor w Krakowie). Jesli chcemy miec topowy sprzet to zawsze zostaje nam amerykanski SeaEagle lub ukrainski Zelgear.

      Moim zdaniem gokajak skupia sie na sztywnych i nie zauwazyl rewolucji w pneumatykach.

      Usuń