Test

Ogromna prośba do wszystkich którzy tu zaglądają - komentujcie, to co czytacie. I jeśli możecie to piszcie skąd jesteście i jak trafiliście.

niedziela, 4 grudnia 2016

Mity o asekuracji w wodzie.

 Wiele portali i stron internetowych, zamieszcza artykuły o bezpieczeństwie w wodzie. Niestety, artykuły te pisane są w 99% przez osoby które nie pływają na wodach otwartych, a swoją wiedzę czerpią z internetu. W efekcie, część artykułu ma sens, a część proponuje robienie rzeczy które są po prostu groźne dla życia. Zagrożenie wynika z tego, że proponowane metody asekuracji, dają fałszywe poczucie bezpieczeństwa.

Pojadę teraz więc po kolei po mitach i radach z internetu.

  • (...)Dopilnuj, aby ktoś wiedział, gdzie jesteś. Asekuracja z brzegu to minimum bezpieczeństwa. Powiedz dokładnie, jak długo cię nie będzie; osoby niewtajemniczone mogą się nie domyślić, że planujesz godzinny trening, i wpadną w panikę po kwadransie. Powiedz też, dokąd płyniesz.(..).  Teraz wyobraźmy sobie taką sytuację: wypływamy, skurcz, zaczynamy się topić. Czas start. Przez pierwsze kilka minut, osoba na brzegu nie będzie wiedziała co się dzieje. Oczywiście jeśli będzie patrzeć na płynącego, a nie ślepić się w smartfona. Jak już płynący znika pod wodą, osoba na brzegu kojarzy że coś jest nie tak. Pojawia się niepewność, wzywać pomoc czy nie. A co jeśli on zaraz wypłynie, a ja niepotrzebnie ściągnę strażaków? Niepewność skończy się po dwóch trzech minutach, bo dla każdego będzie jasne że aż tyle pływak pod wodą nie wytrzyma. Teraz trzeba wykonać telefon do straży i wytłumaczyć, co i gdzie się stało. Potem straż musi dojechać, zrzucić na wodę motorówkę, dopłynąć i zacząć przeszukiwać dno. Chłopaki są szybcy, ale nie aż tak. Jeśli odnajdą poszkodowanego w ciągu 30 minut od zgłoszenia, można mówić o perfekcyjnie przeprowadzonej akcji. W praktyce po takim czasie pod wodą RKO jest tylko formalnością. Szanse na przeżycie są znikome.
  • (...) Jeżeli pływasz po jeziorze, na którym jest kąpielisko, poinformuj ratowników(..) - Po co? Oni i tak mają ciężką robotę, pilnować 300 czy 500 osób na kąpielisku. Jasne że od czasu do czasu spojrzą i na pływającego gdzieś na drugim końcu jeziora. Tylko, jak pokazałem na zdjęciach - bez lornetki nie wypatrzą go z 200 czy 300 metrów. Co jeśli im zniknie z oczu? Nie wiedzą czy poszedł pod wodę, czy wyszedł na brzeg. Nie będą więc podejmować akcji, bo gdyby coś się stało na ich obiekcie a ich tam nie było, prokurator wypruje im flaki. Chyba że mamy wyjątkowe szczęście w nieszczęściu i zaczniemy się topić akurat jak szkła będą skierowane na nas.
  • (...) Kolega na kajaku albo na rowerku wodnym (...) Całkiem niezłe jeżeli trafi się nam coś mało groźnego. Ot, skurcz. Można się łódki złapać, mięsień naciągnąć. Kolega pomoże wyjść na łódkę. Tyle że ze skurczem kończyny w wodzie można sobie poradzić bez niczyjej pomocy. Co z kolei jeżeli trafi się coś poważnego - zatrzymanie oddechu po zachłyśnięciu? Kolega wskoczy, i jeśli nie jest przeszkolony, to będzie miał szczęście jeśli sam przeżyje. Tonąca osoba ma w sobie potworną siłę i walczy o swoje nie patrząc na dobro innych. Serio. Jedną z najcięższych rzeczy na egzaminie ratowniczym jest właśnie uwalnianie się od tonącego.
  • (...) Jeśli możesz, pływaj w towarzystwie. W dwie osoby jest bezpieczniej i można dużo ciekawiej trenować.(..) - Ma to sens, jeżeli obu pływaków przeszło szkolenie ratownicze i nie odpływają dalej niż pół kilometra od brzegu. Bo taki dystans można holować nieprzytomnego na otwartej wodzie bez zagrożenia dla ratującego. W przeciwnym przypadku, zamiast jednego trupa, strażacy wyciągną dwa.  Dla samego treningu też nie jest to korzystne, nie ma dwóch osób z takim samym rytmem pływania. Nawet pływanie typowo turystyczne nie sprawdza się w więcej osób. Ten chce tu, tamten gdzie indziej i więcej jest gadania jak pływania.

 Na koniec. Każdy kto decyduje się na pływanie, na otwartej wodzie, ponosi ryzyko. Bezpieczeństwo zależy przede wszystkim od tego co sami umiemy, i od tego jak rozsądni jesteśmy. Im więcej umiemy, tym lepiej sobie radzimy. Im więcej wiemy, tym bardziej zmniejszamy szansę na niebezpieczną sytuację.
 Bardzo dobrym rozwiązaniem jest choćby podstawowy kurs ratownika wodnego. Nie jest drogi, trwa kilka weekendów, a można bezpiecznie przećwiczyć wiele sytuacji jakie mogą się zdarzyć na wodzie.

1 komentarz: