Test

Ogromna prośba do wszystkich którzy tu zaglądają - komentujcie, to co czytacie. I jeśli możecie to piszcie skąd jesteście i jak trafiliście.

niedziela, 29 lipca 2018

Kanał Szczakowski - dzikość w sercu cywilizacji.


 Dziś udało się zrobić tylko rekonesans pieszy, odcinka od zalewu Sosina do Lokomotywowni. Przez chwilę miałem nadzieję pierwszy, pierwszy, ale okazało się że chłopaki z przemsza.pl , zrobili go kajakami w zeszłym roku. Kanał wprawdzie zaczyna się w Bukownie, ale jak wynika z opisów - jest tam bardzo ciężko i pływanie jest niewiele.
 Autobusem KZK dotarłem do Dworca PKP w Szczakowej. Dworzec, oczywiście w remoncie ;). Stamtąd ok półtora kilometra marszu do ulicy Bukowskiej, a potem jeszcze półtora samą Bukowską. Trzeba iść aż dojdzie się do mostu drogowo-kolejowego. Pod spodem przebiega kolejna linia kolejowa (chyba nieczynna) i sam Kanał.
 Pieszo można zwiedzać na dwa sposoby. Albo zejść przed mostem, potem pod nim przejść i skręcić w lewo obok wodociągów (czerwony). Idzie się wtedy wygodną dróżką przez las, ale do kanału podchodzi się przecinkami do kilkaset metrów.
 Drugi sposób (zielony), przejść przez most. 10-15m za nim, po prawej jest ścieżka w las, a potem zrujnowane schody. Schodzi się nimi właśnie na tą linię kolejową. Potem idzie się torami, które biegną dokładnie obok kanału.


 Jest to również dobre miejsce żeby w tym miejscu wejść i popłynąć. W przyszłym tygodniu biorę deskę i zmierzę się z tym odcinkiem.
 Woda jest bardzo czysta. I w miarę ciepła. Dużo roślin na dnie, i sporo tataraków, ale cały czas da się płynąć.

 Tak wygląda miejsce startu, w kierunku na Bukowno, czyli tam skąd płynie woda. Zarówno kajak, jak spływ wpław wyglądają na możliwe.

A tak wygląda miejsce startu, z mostu, w kierunku na Sosnowiec.

Pierwsza przeszkoda jest od razu pod mostem. Czyli 50m od startu. Tymczasowy mostek, dla pracowników remontujących most powyżej. Spokojnie do pokonania, bez żadnej dewastacji.

 Jeśli zaczniemy w tym miejscu, to spływ będzie miał 3,5km długości i zajmie ok godziny**.



W połowie drogi kanał wygląda tak. Sporo roślin, ale i konkretna głębokość. Minimum 1,3metra. Brzeg z gatunku mało przystępnych. Każda wysiadka oznacza lądowanie w wodzie.

Na filmie widać, że nawet pomimo roślinności, nurt jest w całkiem bystry.


Widok na most kolejowy. Tataraki zaczynają się na poważnie dopiero za nim.



 Przed samym końcem wygląda tak. Sporo tataraków, przez które trzeba się przedzierać. Na szczęście ten zarośnięty kawałek ma tylko 50m długości.




Za końcowym jazem. Chciała by dusza do raju, ale tego odcinka już nie wolno***. Jazz jest niski (60cm), i można spokojnie lądować tuż przy nim na prawym brzegu. Jest nawet wydeptana ścieżka.

Z dołu wygląda jeszcze lepiej. 600m dalej jest kolejny jazz i tam już jest wlot na ujęcie wody.


Ważna uwaga. Tam gdzie jest zaznaczony KONIEC, kończymy spływ. Bezdyskusyjnie. Dalej zaczyna się teren wodociągów. Wodociągi to obiekt strategiczny. Pomijając kwestie bezpieczeństwa, narażamy się na wysoką i raczej nieuniknioną karę finansową.

Spływ się kończy prawie w samym środku niczego. Trzeba iść dróżką na prawym brzegu aż do wejścia do na teren wodociągów. Potem idzie się wzdłuż muru, następnie drogą z płyt, i dopiero jak się opuści teren ujęcia wody - czyli po 800m, można zwodować sprzęt. Do wyboru, albo jeszcze w kanale, albo już na Białej Przemszy.

 Przy czym BP przepłyniemy 800m i znowu jest długa przenoska.

EDIT

 Tydzień później. Skoro kanał oceniłem na zdatny do przepłynięcia wpław, podjąłem dziś taką próbę. Zabrałem ze sobą pływak, który dwa lata przeleżał w garażu.




Dojazd ten sam co ostatnio, tyle że bez błądzenia.Przeszedłem pod mostem, zwodowałem się za mostem, na wysokości pomostu od wodociągów.
 Zonk. Woda do pół uda. Ale nie należy się poddawać. Ruszam do przodu. Tataraki, płycizna, tataraki, jakieś liście na wodzie. Zaraz się tego namotało do linki od pływaka.
 Pół idąc, pół płynąc - do przodu.
 Znowu więcej tataraków, potem głębiej płycej i jeszcze raz.
 3,5 km, dwie godziny. Komary miały karnawał w Rio, środek na komary spłukał się przy pierwszym zanurzeniu.
 Przed mostem kolejowym - DOŚĆ, wychodzę. Wlazłem do wody dopiero za wodociągami - 50m przed tym jak kanał wpada do BP. Płasko, bo płasko, ale nie ma roślin i da się płynąć.
 Dopłynąłem do BP i trafiłem w jej chyży nurt. Lodówka. Normalnie tak zimna woda, że aż mi ręce zgrabiały i kark zgiął. Co z tego jak normalna głębokość, jak dostałem drgawek.



 Dopłynąłem do kolejnego mostu kolejowego. Dłuższa chwila na zastanowienie. Może się przyzwyczaję do tej wody. Jednak nie, wychodzę. Nie dam rady płynąć, pomimo że do końca zostało może z 500m.

 Do spływania wpław czy na materacu nie polecam - tylko kajak.



 ------------------------------
* Dla tych co marudzą że Sosnowiec to nie cywilizacja. Kanał zaczyna się w Bukownie i stamtąd bierze cywilizowane fluidy.

**Bazując na doświadczeniu, jak mówię że około godziny, to trzeba zabrać zapas jedzenia i picia na dwa dni. Dzisiaj całą trasę obskoczyłem na dwóch batonach z Deca i wodzie z kanału.

*** I pyta kajakarz Boga, Panie Bożu, wolno kajakarzu do wodociagu płynąć? A Bóg odpowiada, kajakarz nóg nie myje tylko w błocie moczy, i czeci tydzień na spływie w jednej koszuli i gaciach. Brudny łach capi, a skoro capi to nie wolno jemu w wodociagi. :)





1 komentarz:

  1. WOW - trafiłem tu za Magą z "w kajaku i na piechotę" - cholernie ciekawy pomysł masz z tym wpławianiem się ;-)
    Szczerze mówiąc sam na to nie wpadłem - pewnie dlatego że pływak ze mnie taki sobie - utonąć nie utonę, ale żeby się porywać na daleki dystans, to się tez nie porwę.
    tak czy siak - POWODZENIA!

    OdpowiedzUsuń