Test

Ogromna prośba do wszystkich którzy tu zaglądają - komentujcie, to co czytacie. I jeśli możecie to piszcie skąd jesteście i jak trafiliście.

czwartek, 21 listopada 2019

Czarna Przemsza z Siewierza do Przczyc. Wiosłuj lub giń. 2016.05

Kolejny wpis archiwalny.





  To miał być lekki, przyjemny i łatwy spływ. Ponieważ pływanie na odcinku Przczyce-Będzin już się trochę opatrzyło, postanowiliśmy zacząć w Siewierzu pod zamkiem. Ten odcinek jest stosunkowo krótki, liczyliśmy że zajmie maksimum godzinę. Następną godzinę zakładaliśmy na przepłyniecie zalewu, i potem już zwykłą trasą do Będzina.
  Wyjazd z domu wcześnie rano, na miejscu byliśmy chwilę po 8.

  Rzeka pod mostem przy Zamku.


  Wygląda obiecująco. Szeroka na jakieś cztery metry, woda czysta, ciepła, na dnie głównie piasek.

  Słońce dość mocno już napiera pomimo wczesnej pory.



  Clear sky...

  Szykowanie pontonu zakończone. Dochodzi dziewiąta.


  Czas wyruszyć.
 
 Początek wygląda super. Będzie lekko łatwo i przyjemnie.


  Wiosłować trzeba, nurt sam nie poniesie.
 

  Niski stan wody, powoduje że co chwila wysiadamy. Rzeka jest kręta, dno ułożone bardzo nierównomiernie. W praktyce przestajemy wiosłować. Zamiast tego, leżąc na pontonie przepychamy go od łachy do łachy.
  Tępo płynięcia spada do kilometra czy dwóch na godzinę.


 Pierwsze powalone gałęzie, na razie na tyle płytko że wysiadamy i przerzucamy ponton górą. Woda chłodzi, słońce praży. Krem do opalania był wodoodporny tylko z nazwy.


 Kolejny zator, śmieci i znowu skakanie po palach. Tu był problem bo wokół zatoru głębiej

  W końcu trafiamy na taką cholerę. Za cienki by przejść po, trzeba wyjść na brzeg i przerzucić brzegiem.



  A na brzegu pokrzywy po szyję. Ta roślina wyjątkowo dobrze rośnie na brzegach rzek.

  Po przenosinach dopływamy w miarę bez problemów do drugiego mostu.

 Gdzie trzeba pokonać serię kamiennych progów.

  Potem idzie już trochę łatwiej. Skończyły się przenoski, progi, rzeka przybiera formę kanału i ... nie płynie. Wtedy okazuje się że ponton na stojącej wodzie nie ma żadnej sensownej prędkosci. Po półtorej godzinie dopływamy do zalewu. Kolejne półtorej zajmuje nam przepłynięcie go do miejsca z którego blisko do przystanku.
 Tam decydujemy o zakończeniu spływu. Pięć kilometrów, pięć godzin. W palącym słońcu.

 Ten odcinek nadaje się tylko na sztywny i to polietylenowy kajak.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz