Test

Ogromna prośba do wszystkich którzy tu zaglądają - komentujcie, to co czytacie. I jeśli możecie to piszcie skąd jesteście i jak trafiliście.

piątek, 27 marca 2020

USA - wycieczka z wodą w tle.

  Wyjazd sprzed kilku dobrych lat. Doszło do niego w klasyczny sposób - czyli przypadkiem. Szef przyszedł i zapytał: widziałeś kiedyś prund? Ano nie widziałem - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Prund to takie magiczne coś, co nikt nie widział tego, z resztą na co to komu, świeczka też dobra.
  Szef się trochę zasępił, bo właśnie się zorientował że srogo musiałem naściemniać na rozmowie kwalifikacyjnej. Ale po chwili mu się uśmiech poluzował.
 To pojedziesz do Hameryki, zobaczyć prund.

 No i pojechałem. Poleciałem. Wyjazd z domu o jakiejś nikczemnej porannej godzinie. Pyrzowice - Monachium. Krótki lot, jako że to były moje początkowe wyjazdy, ledwo powstrzymałem się od klaskania po wylądowaniu. Potem kilka godzin czekania na lotnisku i wsiadamy do transatlantyka.
 Przelot do Nowego Yorku - jakieś 11 godzin. Po doświadczeniach z ostatniego długiego lotu, tym razem ograniczyłem się do picia, przez co nie skończyłem końcówki podróży w toalecie.


 Na miejscu odprawa, cło, imigracyjny i papierkologia. Po dwóch godzinach, po raz trzeci stanąłem na amerykańskiej ziemi.
 Teraz już tylko dwugodzinny lot do Eden Praire, potem wypożyczalnia i już po 27 godzinach podróży byliśmy w hotelu.
  Od następnego dnia praca, praca i praca.


 Dostałem standardowe korporacyjne miejsce pracy - kubik. Dzięki niemu mogłem się poczuć jak Dilbert z komiksów Scotta Adamsa ;)

 Jednak nie dane mi było zakosztować luksusowego odgniatania krzesła w biurze, bo większość czasu spędzałem na patrzeniu jak wygląda prąd. Prąd był schowany w tej szafie na końcu pomieszczenia.

 Po pracy - hotel. No ale ileż dni można siedzieć w hotelu. Poza tym, ponieważ Hameryka jest daleko i tam jest inny czas to jak wracałem do hotelu, to dzwonił szef i pytał: Widziałeś ten prund? Widziałeś? Opowiadaj, jak wygląda.

 Na szczęście obok był park. Dziesięć minuta na piechotę. Osoba która idzie w USA na spacer jest tak dziwnym zjawiskiem, że kilka razy kierowcy się zatrzymywali i pytali czy mi się auto nie zepsuło. Sam park ciekawy. Podzielony na część do grania w ringo-golf, kąpielisko, plac zabaw, ścieżki do wyprowadzania psów, ścieżki do jazdy konnej, i ścieżki dla tych co nie mają konia ani psa tylko rower.
 Genialne w swojej prostocie rozwiązanie. Każdy rodzaj ludzi ma swoje ścieżki i nikt nikomu w niczym nie przeszkadza.


 Widok na jedno jezioro.

 I na inne jezioro ( w sumie było trzy).

 I kąpielisko z dużym napisem - BRAK RATOWNIKA NA OBIEKCIE. Tak, tam obywatel ma prawo pływać a nawet się utopić jeśli chce. I nikomu nic do tego.

Oczywiście wlazłem do wody popływać. Pomimo tego że to luty i tylko ciut cieplej niż u nas.

  Jest i fajny pomost. Ciekawostka. To nie jest drewno. To wygląda jak fakturowany beton.

  Jadłodalnia na obiekcie - nieczynna, bo poza sezonem. Co ciekawe, cała pokryta drewnianym gontem.

  Słupy po których są kable z prondem też są drewniane.

  Domy mają faktycznie duze... i drewniane.

  Albo małe.. i drewniane za to z plastikową fasadą.

  Nie, to nie jest McDonald. To jest przedszkole.

  Kamień ozdobny.

  I dzikie gęsi przy stacji benzynowej. Pełno tego tam łazi, i wszyscy je omijają. Chronione, albo co.

  Jak już obejrzałem prąd z każdej strony, trzeba było wracać do domu. Przelot na tej samej trasie, tyle że jeszcze dłuższy. Bo coś zrobiłem nie tak wybierając lot powrotny i w Monachium miałem 6,5 godziny czekania na lot do Polski.

  I tyle. Po powrocie do Polski musiałem jeszcze raz opowiedzieć jak wygląda prund.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz