Morze, nasze morze..
Wypadki które się zdarzają nad
morzem, najsilniej przemawiają do wyobraźni. Utonięcie na jeziorze jest
mało spektakularne, ot ktoś poszedł pływać, za pół godziny go szukają -
nie ma. Z kolei ten drugi typ, jest gwałtowniejszy. Człowiek stoi w
wodzie po pas, czasem po szyję. Przychodzi fala i nagle osoba znika.
Czasem jeszcze gdzieś mignie ręka, ale to wszystko.
Morze, to
takie połączenie ogromnego jeziora i dzikiej rzeki. W pakiecie
otrzymujemy : silny wiatr, wysoką falę , nierówne dno, prądy wodne, a w
promocji - gwałtowne zmiany temperatury i pogody. All inclusive.
Na dzień dobry - pogoda.
Przybywamy na plażę. Słońce świeci, choć zapowiadano przelotne opady.
Nic to, można pływać. I wszystko jest w porządku, póki pływamy 50-100m
od brzegu, a na pierwszy objaw załamania pogody - czyli nagły, silny, chłodny wiatr,
spadamy na brzeg. Pod względem zmian pogody, morze jest jeszcze gorsze
niż mazurskie jeziora. Przeżyłem sytuację, gdzie z pogodnego dnia (30
stopni, wiatr 1-2B), w ciągu mniej niż kwadransa rozpętuje się ulewa,
wiatr przyśpiesza do 5-6B, a fala osiąga 1,5m. Czasem może być gorzej. W
końcu skalę Beauforta wymyślono właśnie na morzu. Nie trzeba mieć
paranoi na punkcie pogody, ale po prostu trzeba ją rano sprawdzić.
Punkt następy: fala, dno i prądy wsteczne
- trzy rzeczy związane razem, jak alkohol z tańcem na ubawie. Przy czym
można sobie wybrać dodatkowe opcje. Przypadek najprostszy jest taki że
wieje wprost od morza ( wmordęwind), a fala jest prostopadła do brzegu.
Przy wietrze 4B mamy patrząc od lądu : falę 50-70cm przez jakieś 20-30m,
potem falę przyboju która może być 1,5 raza wyższa, a potem już w głąb
morza, mniejsze poniżej pół metra. Fala przyboju ma taką śmieszną cechę.
Potrafi wyrzucić prawie na ląd. Jedyny sposób na pokonanie fali
przyboju, to przepłynąć pod nią. Płynie się obserwując nadchodzenie
fali, i kiedy jest już blisko, nurkuje przed siebie (nie w głąb), trzeba
przepłynąć 4-5 metrów i się wynurzyć. Nie przesadzać, bo jak płyniemy
pod wodą to zabiera nas ze sobą prąd wsteczny. A ten z kolei potrafi
odrzucić daleko od brzegu. Z takim a nie innym układem fali, wiąże się
ułożenie dna. Patrząc od strony morza, najpierw jest głębia, potem
wypłycenie (to nad nim formuje się fala przyboju), a potem kolejno rowy i
rewy.
Zwróć
na rysunku uwagę, którędy idzie prąd wsteczny. Dołem. W skrajnych
przypadkach potrafi podciąć i pociągnąć w głąb morza. To z tym jest
związane większość wypadków nad wodą. Fala przewróciła, prąd wsteczny
pociągnął, nierówne dno poturbowało. Jednego człowieka mniej.
Żeby
było jeszcze ciekawiej. Najczęściej wiatr i fala idą pod kątem do
brzegu. Wtedy dodatkowo, rewy są poprzerywane, albo też są ułożone
skośnie.
No i jeszcze jedno. Falochrony i różne budowle w wodzie, też zmieniają układ prądów przy brzegu - przy przeszkodzie zawsze jest głębiej.
Do tego fala może po prostu rzucić płynącym na konstrukcję. Nie ma się
co łudzić, nie da się w takim przypadku wygrać z falą. Można tylko
ustawić się przodem do przeszkody i spróbować zamortyzować uderzenie. A
potem odepchnąć się nogami jednocześnie nurkując. Wszystko co w wodzie
stoi, najczęściej jest pokryte małżami. Te z kolei, są ostre. Wpadnięcie
na przeszkodę w morzu (pal, falochron, boja) to najczęściej ból i
pokaleczenia. No i przy pokaleczeniach, słona woda robi swoje.
Na
koniec opowieści o prądach, są jeszcze prądy morskie nie związane z
przybojem. Co nas może czekać z ich strony? W zasadzie tylko tyle, że
temperatura wody może być drastycznie inna w następnych dniach, albo
kilometr czy dwa dalej. Bardzo fajnie i naukowo, wytłumaczone jest to na
blogu kalcyta.
Jak daleko można wypłynąć w morze? Samodzielnie,
z bojką asekuracyjną, nie oddalałem się bardziej niż 500 metrów. W
dwie-trzy , bardzo dobrze pływające osoby, plus bojki SP (pamelki)
pływaliśmy na 1,5-1,8km w głąb. Nie ruszyłbym się dalej, bez łodzi
asekuracyjnej.
Z doświadczenia : jeśli pływa się bardzo dobrze,
najlepiej odpłynąć od brzegu jakieś 20-40 m za falę przyboju. Z reguły
nie jest to dalej niż 60-70m od brzegu. Potem płynąć wzdłuż brzegu, z
falą. Pływanie pod falę - hardcore ;-). Z kolei jeżeli pływa się
okazjonalnie - nie ma co nawet wybierać się za przybój.
Najważniejsze na koniec :
1. Wypływasz za przybój - masz przy sobie bojkę asekuracyjną. Nie masz bojki - nie płyniesz.
2. Bojka typu SP albo dmuchana. Samoróbka z kanistra dobra jest na śródlądzie. Na morzu, będzie stawiała gigantyczny opór.
3. Jesteś trzeźwy - płyniesz. Wypiłeś choćby jedno piwo lub drinka - nie płyniesz.
4. Od brzegu odpływamy dołem (pod falą), do brzegu wracamy górę (na fali).
5. Płyniemy wzdłuż brzegu z wiatrem i falą.
6. Jeżeli trafiasz na prąd rozrywający, płyniesz dalej wzdłuż brzegu i sprawdzasz możliwość powrotu pięćdziesiąt metrów dalej.
7. Nie spacerujemy po falochronach. Chyba że ktoś się chce pozbyć skóry, albo jajec.
Disclaimer. Napisalem to co uważam za
najważniejsze. Ale...więcej wiesz - dłużej żyjesz. Polecam do czytania "Prawie wszystko o ratownictwie
wodnym". Podręcznik napisany w 1993 roku, nie stracił wiele na aktualności.
Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne te porady, obrazowe. Dają do myślenia.
OdpowiedzUsuńMerytorycznie przygotowany wpis, super :)
OdpowiedzUsuń