Test

Ogromna prośba do wszystkich którzy tu zaglądają - komentujcie, to co czytacie. I jeśli możecie to piszcie skąd jesteście i jak trafiliście.

czwartek, 29 grudnia 2016

Miejsca do pływania - Pogoria III


  Zbiornik Pogoria III znajduje się w Dąbrowie Górniczej (woj. Śląskie). Czysta woda, piaszczysty brzeg, zróżnicowana głębokość. Duża pojemność cieplna, wiosną wolniej się rozgrzewa ale z kolei na jesieni dłużej trzyma ciepło. Sezon w praktyce zaczyna się po koniec maja, kończy ostatniego września.
  Rano, tak do godziny 9.00 praktycznie nie ma fali. Dopiero potem wiatr się budzi, i fala dochodzi w pogodne dni do 30cm. W czasie silnych wiatrów fala dochodzi do 60cm.
  Wieczorna flauta zaczyna się około 18.00-18.30.
  Większość wiatrów z kierunku zachodniego.
  W lipcu i sierpniu, na akwenie pływają patrole Policji i WOPR, ale "nie czepiają się".
  W zależności od tego jak się płynie można zrobić dystans od 4 do 6 km, na jedno opłynięcie akwenu.

 Dogodny dojazd z okolicznych miast, rozbudowana sieć komunikacji miejskiej - cztery przystanki w odległości poniżej 5 minut od wody.


 Od strony południowej, duża plaża miejska oraz molo. Obok mola wygodnie jest wystartować do pływania. Przy okazji można się dogadać z ratownikami, i na pływającym pomoście do którego cumują, zostawić butelki z napojami. Obok plaży jest duży parking, stojaki na rowery i monitoring. Zostawiałem tam rower na kilka godzin i nic nie zginęło.
  Od zachodu - długi kawałek przejęty przez wędkarzy. Dużo daleko wyrzuconych zestawów połowowych. Trzeba się trzymać minimum 100m od brzegu.
  Zachodni brzeg - północ - nurkowisko, zwane w okolicy jako Słupy. To najgłębsza część. Dno opada równomiernie mniej więcej do głębokości 10m, a potem trafiają się głębokie doły. W tym miejscu uważać na bąble spod wody - to oznacza że pod spodem ktoś jest.



 POD ŻADNYM POZOREM NIE WYCIĄGAĆ BOJEK I LINEK UNOSZĄCYCH SIĘ NA WODZIE, ZWŁASZCZA TYCH O PODŁUŻNYM KSZTAŁCIE. TO SĄ BOJE DEKOMPRESYJNE, I JEŚLI SIĘ JĄ WYCIĄGNIE, MOŻNA ZABIĆ NURKA KTÓRY JEST DO NIEJ PODWIESZONY.
  Na środku północnego brzegu, łącznik do Pogorii IV w postaci dwóch rur. Nie należy do nich wpływać.
  Północny wchód - rejon przystani. Omijać łukiem. Uważać na łodzie i windsurfing. Po prawej stronie od ogrodzenia - mała plaża i zaraz za nią parking. Postawiono tam znak zakazu kąpieli, który jest przez wszystkich ignorowany. Na wprost od przepompowni (żółto brudny budynek), 50m od brzegu jest podwodne rumowisko i kosze ssawne. Kosze wyglądają nieco jak wiszące w wodzie U-booty, a rumowisko porośnięte glonami jest prawie jak rafa. Oba obiekty są na małej głębokości - ok 5m, więc można dać z płetwy i je obejrzeć.



  Cypel na wschodnim brzegu, piaszczysty i bardzo malowniczy. Zaraz za nim, dzika piaszczysta plaża. Krótki kanał wodny w głąb lądu, z głębokością nie przekraczającą 2m.
  Potem idąc na południe - kolejne wędkarskie obozowiska, i tataraki. To samo co po drugiej stronie - omijać.


niedziela, 4 grudnia 2016

Mity o asekuracji w wodzie.

 Wiele portali i stron internetowych, zamieszcza artykuły o bezpieczeństwie w wodzie. Niestety, artykuły te pisane są w 99% przez osoby które nie pływają na wodach otwartych, a swoją wiedzę czerpią z internetu. W efekcie, część artykułu ma sens, a część proponuje robienie rzeczy które są po prostu groźne dla życia. Zagrożenie wynika z tego, że proponowane metody asekuracji, dają fałszywe poczucie bezpieczeństwa.

Pojadę teraz więc po kolei po mitach i radach z internetu.

  • (...)Dopilnuj, aby ktoś wiedział, gdzie jesteś. Asekuracja z brzegu to minimum bezpieczeństwa. Powiedz dokładnie, jak długo cię nie będzie; osoby niewtajemniczone mogą się nie domyślić, że planujesz godzinny trening, i wpadną w panikę po kwadransie. Powiedz też, dokąd płyniesz.(..).  Teraz wyobraźmy sobie taką sytuację: wypływamy, skurcz, zaczynamy się topić. Czas start. Przez pierwsze kilka minut, osoba na brzegu nie będzie wiedziała co się dzieje. Oczywiście jeśli będzie patrzeć na płynącego, a nie ślepić się w smartfona. Jak już płynący znika pod wodą, osoba na brzegu kojarzy że coś jest nie tak. Pojawia się niepewność, wzywać pomoc czy nie. A co jeśli on zaraz wypłynie, a ja niepotrzebnie ściągnę strażaków? Niepewność skończy się po dwóch trzech minutach, bo dla każdego będzie jasne że aż tyle pływak pod wodą nie wytrzyma. Teraz trzeba wykonać telefon do straży i wytłumaczyć, co i gdzie się stało. Potem straż musi dojechać, zrzucić na wodę motorówkę, dopłynąć i zacząć przeszukiwać dno. Chłopaki są szybcy, ale nie aż tak. Jeśli odnajdą poszkodowanego w ciągu 30 minut od zgłoszenia, można mówić o perfekcyjnie przeprowadzonej akcji. W praktyce po takim czasie pod wodą RKO jest tylko formalnością. Szanse na przeżycie są znikome.
  • (...) Jeżeli pływasz po jeziorze, na którym jest kąpielisko, poinformuj ratowników(..) - Po co? Oni i tak mają ciężką robotę, pilnować 300 czy 500 osób na kąpielisku. Jasne że od czasu do czasu spojrzą i na pływającego gdzieś na drugim końcu jeziora. Tylko, jak pokazałem na zdjęciach - bez lornetki nie wypatrzą go z 200 czy 300 metrów. Co jeśli im zniknie z oczu? Nie wiedzą czy poszedł pod wodę, czy wyszedł na brzeg. Nie będą więc podejmować akcji, bo gdyby coś się stało na ich obiekcie a ich tam nie było, prokurator wypruje im flaki. Chyba że mamy wyjątkowe szczęście w nieszczęściu i zaczniemy się topić akurat jak szkła będą skierowane na nas.
  • (...) Kolega na kajaku albo na rowerku wodnym (...) Całkiem niezłe jeżeli trafi się nam coś mało groźnego. Ot, skurcz. Można się łódki złapać, mięsień naciągnąć. Kolega pomoże wyjść na łódkę. Tyle że ze skurczem kończyny w wodzie można sobie poradzić bez niczyjej pomocy. Co z kolei jeżeli trafi się coś poważnego - zatrzymanie oddechu po zachłyśnięciu? Kolega wskoczy, i jeśli nie jest przeszkolony, to będzie miał szczęście jeśli sam przeżyje. Tonąca osoba ma w sobie potworną siłę i walczy o swoje nie patrząc na dobro innych. Serio. Jedną z najcięższych rzeczy na egzaminie ratowniczym jest właśnie uwalnianie się od tonącego.
  • (...) Jeśli możesz, pływaj w towarzystwie. W dwie osoby jest bezpieczniej i można dużo ciekawiej trenować.(..) - Ma to sens, jeżeli obu pływaków przeszło szkolenie ratownicze i nie odpływają dalej niż pół kilometra od brzegu. Bo taki dystans można holować nieprzytomnego na otwartej wodzie bez zagrożenia dla ratującego. W przeciwnym przypadku, zamiast jednego trupa, strażacy wyciągną dwa.  Dla samego treningu też nie jest to korzystne, nie ma dwóch osób z takim samym rytmem pływania. Nawet pływanie typowo turystyczne nie sprawdza się w więcej osób. Ten chce tu, tamten gdzie indziej i więcej jest gadania jak pływania.

 Na koniec. Każdy kto decyduje się na pływanie, na otwartej wodzie, ponosi ryzyko. Bezpieczeństwo zależy przede wszystkim od tego co sami umiemy, i od tego jak rozsądni jesteśmy. Im więcej umiemy, tym lepiej sobie radzimy. Im więcej wiemy, tym bardziej zmniejszamy szansę na niebezpieczną sytuację.
 Bardzo dobrym rozwiązaniem jest choćby podstawowy kurs ratownika wodnego. Nie jest drogi, trwa kilka weekendów, a można bezpiecznie przećwiczyć wiele sytuacji jakie mogą się zdarzyć na wodzie.

niedziela, 30 października 2016

Jak to robią w Anglii.

  W Anglii jest zupełnie inaczej niż u nas. Przede wszystkim, wiele jezior i rzek to prywatna własność, coś co w Polsce niemal nie występuje. Przed wejściem do wody, trzeba się upewnić że nie wchodzimy komuś w szkodę.
  Do tego dochodzi, bardzo niejasna zasada, że do pływania służą miejsca tradycyjnie do tego wykorzystywane. Co oznacza tradycyjne - nikt nie definiuje.
  I coś co jest zupełnym wariactwem dla mnie - pływać wolno na rzekach i jeziorach na których wyznaczono tory wodne. Podpytałem trochę, i wychodzi że droga wodna, jest traktowana jak droga lądowa. Czyli każdy obywatel może na niej przebywać. Niby OK, ale przecież nikt pieszo po autostradzie nie chodzi.
 Co kraj jak się to mówi, to obyczaj.

  Dzikie pływanie, jest w Anglii bardzo popularne. Poniżej, screen z Wild Swim Map :


Liczby w kwadratach, to ilości miejsc do pływania w danej okolicy. Dla porównania, na WSM są zarejestrowane trzy miejsca w Polsce.
 Z ciekawości, szukałem jeszcze czy w Anglii mają karty pływackie, ale było to dla nich pojęcie całkowicie obce.


niedziela, 16 października 2016

Jak to robią w Ameryce.


 W naszym pięknym kraju nad Wisłą, jest masa przepisów, które regulują rzeczy najprostsze. Te dotyczące pływania są stosunkowo mało skomplikowane, ale zawsze się znajdzie ktoś z mentalnością psa ogrodnika, i będzie się starał swobodę taplania ukrócić. Oczywiście powołując się na dobro wyższe, jakim jest życie Obywatela. Ot choćby przykład Gminy Markowa - profilaktycznie zakazano wszędzie, tym samym obchodząc Ustawę, która miała na celu, to swobodne pływanie umożliwić. Smaczku dodaje fakt, że włodarze w swej uchwale, właśnie się na ową ustawę powołują.

 A jak jest w krajach, gdzie obywatel ma prawdziwe prawa? Weźmy na ten sam przykład takie USA...

W tej Ameryce to wogóle wszystko mają fajne i proste. Przykład poniżej. Miejscowość Eden Praire, park miejsko-zamiejski. Kilka jeziorek, wielkości od kilkuset metrów do kilometra.
 Największe wygląda tak :



 Na jednym z nich - zorganizowane kąpielisko niestrzeżone. Paradoks taki. Nawieziony piasek, ustawiony plac zabaw dla dzieci, wytyczone strefy głębokości na wodzie, gastronomia, przebieralnie, natryski i ani jednego ratownika. No i jeszcze źródełko, z przyciskiem (darmowe), bo tam się już odchodzi od butelek z mineralną.

  Mają nawet regulamin :-)



Cóż wiec mamy w regulaminie :

Tablica pierwsza :
- Dzieci muszą być pod opieką odpowiedzialnych osób.
- Słabi pływacy muszą mieć asystę odpowiedzialnej osoby
- Dzieci nie panujące nad jelitami, mają mieć gumowe majty.
- Nie wolno skakać do wody, ani wrzucać do niej innych.
- Zabawki (kółka, rękawki i takie tam), wyłącznie w strefie do 90cm głębokości.
- Zakaz wprowadzania psów i wnoszenia szklanych pojemników.

Tablica druga
NIE MA RATOWNIKÓW NA OBIEKCIE.

Tablica trzecia 
PŁYWASZ NA WŁASNE RYZYKO

Tablica trzecia :
Telefony alarmowe, i plan kąpieliska.

Dacie wiarę że ludziom taki regulamin starcza? A jeśli ktoś się utopi - no cóż "chcącemu nie dzieje się krzywda" - jak mówi jedna z podstawowych zasad Prawa.

Oczywiście na jeziorze można pływać motorówkami i żaglówkami. Przy slipie jest osobny regulamin.

Tablica pierwsza :
Przez zwodowaniem łodzi masz ją umyć, a woda nie może trafić do jeziora. (Chodzi o to żeby nie przenosić roślin i zwierząt między jeziorami.)

Tablica druga
 Lokalna roślina, której nie należy stąd zabierać.

 Tablica trzecia
 Lokalne ryby

 Tablica  trzecia
 Godziny otwarcia, maksymalna dopuszczalna prędkość.

Tablica piata ;
Psy tylko na smyczy.

I tylko tyle. Teraz warto zobaczyć jak wygląda regulamin na polskich kąpieliskach albo w marinach.. Nierzadko, są to ogromne tablice zapełnione małym drukiem.

 Do wody oczywiście wlazłem. No bo jak to być w Ameryce i nie popływać. Woda zimna i czysta. Pies z kulawą nogą nie zapytał czy wiem co robię, nikt z wody wychodzić nie kazał, po Policję nikt nie dzwonił..
 Za to jak wychodziłem z parku, to przypadkowy kierowca pytał gdzie podrzucić. Bo skoro idę to pewnie mi się auto zepsuło. Gwoli wyjaśnienia z parku do hotelu miałem około kilometra.
  Wracając do naszego grajdołka - u nas nie ma prawnej możliwości zorganizowania takiego kąpieliska jak tam. Dlaczego? Bo kąpielisko w Polsce z założenia jest strzeżone. Można po prostu zostawić teren samopas - kto będzie chciał - przyjdzie i będzie pływał. No ale jak wtedy Władza, zademonstruje TROSKĘ o Obywatela?


sobota, 1 października 2016

Bojka dmuchana - pierwszy sezon.

 Na początku roku kupiłem bojkę Zone 3. Jest to dmuchana trójkomorowa bojka asekuracyjna, ze schowkiem. Czyli wodoszczelny worek z dodatkowymi komorami pływalnościowymi. Dzięki temu, przebicie pojedynczej komory, lub otwarcie schowka w trakcie pływania, nie powoduje utraty wyporności.
Na chwilę zakupu (marzec), była to najdroższa bojka (190zł), dostępna na polskim rynku.

Szczegóły.

 Bojka jest solidnie wykonana. Materiał wygląda jak ten używany na lepszej klasy pontony - żadna cerata z marketu. Materiał jest kilkuwarstwowy- widać zbrojnie nylonem. Kolor -  żywy soczysty pomarańcz. Widać z daleka. Dwa zawory bostońskie - pontonowe. Wygodnie dmuchać, wygodnie spuścić do zera. Do przechowywania w szafie można je całkiem wykręcić - nie zgubią się. Uchwyt na górze i na dole solidny, gruby, sztywny, dobrze zgrzany z bojką. W części rolowanej, wsadzone dwa usztywnienia, które powodują że całość się lepiej uszczelnia.
 Smycz & pasek - uproszczone do maksimum, trzeba przewlekać przez oba ucha od zapięcia. To zabezpiecza przed przypadkowym otwarciem worka, ale znacznie wydłuża czas zapinania. Sama smycz ma jakieś 80cm i jest za krótka. Dodałem 2,5 metra nietonącej liny i dwa karabińczyki. Pasuje idealnie, zapinać i otwierać można znacznie szybciej. Trzymałem się zasady - wszystko razy dwa. Dlatego dwa karabińczyki i po dwie opaski na każdym zakończeniu. Lina wytrzymuje +/-300kg więc wystarczy jedna.





Testy.
 Sprawdzałem bojkę z różnym obciążeniem od 0,5 do 2kg. Wniosek : 1-1,2 kg to maksimum co warto wkładać do środka. Większa masa, powoduje że bojka stawia wyczuwalny opór. Pływak ma sporą pojemność. Udało wepchnąć się do niej buty do biegania, spodenki, koszulkę i zwinięty polar. Ze względu na ciężar, lepiej jednak unikać pokusy pakowania jej do maksimum.
 Najlepsza konfiguracja jeśli chodzi o rzeczy w środku : butelka z wodą 0,7 litra, klapki (nie buty), skarpety, slipy, koszulka, spodenki, dokumenty, klucze, telefon, krem nivea. Klucze zostawić w kieszeni ubrania, bo mogą uszkodzić bojkę od środka.  Przez ograniczanie masy, cały sezon przechodziłem w klapkach połączonych ze skarpetkami ;-) , wyznaczając dzięki temu nowe standardy mody.  Na niektóre spływy, do górnego uchwytu zaczepiałem pokrowiec z aparatem   bardzo wygodne rozwiązanie. Aparat musi być lekki, bo inaczej bojka będzie się przewracać. Testowałem z Nikonem S33 i było w porządku. 

 Warto napompować bojkę na przemian, raz jedna, raz druga komora. Wtedy przy przebiciu nie traci się całego wyporu. Komory mają taką konstrukcję że można je pompować dowolnie. Na przykład jedną całą, drugą wcale. Nawet jeżeli dwie komory stracą szczelność (bagażnik i jedna powietrzna), to co zostanie, utrzyma płynącego na wodzie.
 Trzy ważne rzeczy :
  • Przed zamknięciem komory transportowej, trzeba wycisnąć z niej powietrze, wtedy więcej można wpompować do komór wypornościowych.
  • Instrukcja mówi wyraźnie, zawinąć cztery razy, i tyle należy zawijać.
  • Da się otworzyć bojkę płynąc, i coś z nie wyjąć. Tyle że jest to bardzo niewygodne i ryzykuje się zgubienie czegoś co ze środka może wylecieć.
 Z racji tego że bojkę ciężko otwierać na wodzie, opcja picia w trakcie treningu jest słaba. Poratowałem się butelką dla biegaczy. Ma ona na tyle duży otwór na palce, że można przez nią przeciągnąć klamry zamykające bojkę. Butelka jest zamocowana z przodu i stosunkowo nisko, przez co całość jest stabilna.

Suszenie.
  Bojkę wieszam wlotem w dół, przy pomocy linki do holowania. W otwór, w poprzek wsadzam liniję 20cm  tak żeby bojka była otwarta i środek też wysychał. W ciepły dzień potrzeba na to 10-15 minut, materiał nie nasiąka.


Trwałość.
  W tym sezonie, bojka była na wodzie jakieś 70 razy i pokonała dystans ok 200km. Pierwszy problem pojawił się po 37 treningu i prawdopodobnie wynikał z tego, że nie chciało mi się zawijać bojki na cztery razy. Na zgrzewie, od środka pojawiły się mikroskopijne otwory i powietrze powoli schodziło w trakcie pływania.


  Opcje były dwie : reklamować co oznaczałoby pozbycie się sprzętu w środku sezonu na tydzień lub dwa, albo naprawić. Wybrałem opcję naprawy. Klej do PCV , mała strzykawka bez igły, nastrzyknięcie trochę kleju w pojawiające się otworki, i przesmarowanie zgrzewu, tak by utworzyła się na nim cienka warstwa kleju. Pomogło - i do końca sezonu, czyli do wczoraj, bojka służy bezawaryjnie.

Podsumowanie.

 Całość oceniam 4/5. Zalety to przede wszystkim lekkość, pakowność, praktyczność.  Natomiast miejsca zgrzewu powinny zostać przeprojektowane, żeby uniknąć powstawania przebić. Smycz też powinna być poprawiona.
  Jeżeli projekt będzie rozwijany to komora ładunkowa powinna być podwójna. Na rzeczy suche, które będą potrzebne dopiero na brzegu i mokre, potrzebne przy pływaniu (bidon, batony)
 Gdybym miał wybierać - kupiłbym jeszcze raz.






piątek, 30 września 2016

Pływanie w morzu.

 Morze, nasze morze..

 Wypadki które się zdarzają nad morzem, najsilniej przemawiają do wyobraźni. Utonięcie na jeziorze jest mało spektakularne, ot ktoś poszedł pływać, za pół godziny go szukają - nie ma. Z kolei ten drugi typ, jest gwałtowniejszy. Człowiek stoi w wodzie po pas, czasem po szyję. Przychodzi fala i nagle osoba znika. Czasem jeszcze gdzieś mignie ręka, ale to wszystko.
 Morze, to takie połączenie ogromnego jeziora i dzikiej rzeki. W pakiecie otrzymujemy : silny wiatr, wysoką falę , nierówne dno, prądy wodne, a w  promocji - gwałtowne zmiany temperatury i pogody. All inclusive.

Na dzień dobry - pogoda. Przybywamy na plażę. Słońce świeci, choć zapowiadano przelotne opady. Nic to, można pływać. I wszystko jest w porządku, póki pływamy 50-100m od brzegu, a na pierwszy objaw załamania pogody - czyli nagły, silny, chłodny wiatr, spadamy na brzeg. Pod względem zmian pogody, morze jest jeszcze gorsze niż mazurskie jeziora. Przeżyłem sytuację, gdzie z pogodnego dnia (30 stopni, wiatr 1-2B), w ciągu mniej niż kwadransa rozpętuje się ulewa, wiatr przyśpiesza do 5-6B, a fala osiąga 1,5m.  Czasem może być gorzej. W końcu skalę Beauforta wymyślono właśnie na morzu. Nie trzeba mieć paranoi na punkcie pogody, ale po prostu trzeba ją rano sprawdzić.

Punkt następy: fala, dno i prądy wsteczne - trzy rzeczy związane razem, jak alkohol z tańcem na ubawie. Przy czym można sobie wybrać dodatkowe opcje. Przypadek najprostszy jest taki że wieje wprost od morza ( wmordęwind), a fala jest prostopadła do brzegu. Przy wietrze 4B mamy patrząc od lądu : falę 50-70cm przez jakieś 20-30m, potem falę przyboju która może być 1,5 raza wyższa, a potem już w głąb morza, mniejsze poniżej pół metra. Fala przyboju ma taką śmieszną cechę. Potrafi wyrzucić prawie na ląd. Jedyny sposób na pokonanie fali przyboju, to przepłynąć pod nią. Płynie się obserwując nadchodzenie fali, i kiedy jest już blisko, nurkuje przed siebie (nie w głąb), trzeba przepłynąć 4-5 metrów i się wynurzyć. Nie przesadzać, bo jak płyniemy pod wodą to zabiera nas ze sobą prąd wsteczny. A ten z kolei potrafi odrzucić daleko od brzegu. Z takim a nie innym układem fali, wiąże się ułożenie dna. Patrząc od strony morza, najpierw jest głębia, potem wypłycenie (to nad nim formuje się fala przyboju), a potem kolejno rowy i rewy.



Zwróć na rysunku uwagę, którędy idzie prąd wsteczny. Dołem. W skrajnych przypadkach potrafi podciąć i pociągnąć w głąb morza. To z tym jest związane większość wypadków nad wodą. Fala przewróciła, prąd wsteczny pociągnął, nierówne dno poturbowało. Jednego człowieka mniej.



Żeby było jeszcze ciekawiej. Najczęściej wiatr i fala idą pod kątem do brzegu. Wtedy dodatkowo, rewy są poprzerywane, albo też są ułożone skośnie.

No i jeszcze jedno. Falochrony i różne budowle w wodzie, też zmieniają układ prądów przy brzegu - przy przeszkodzie zawsze jest głębiej. Do tego fala może po prostu rzucić płynącym na konstrukcję. Nie ma się co łudzić, nie da się w takim przypadku wygrać z falą. Można tylko ustawić się przodem do przeszkody i spróbować zamortyzować uderzenie. A potem odepchnąć się nogami jednocześnie nurkując. Wszystko co w wodzie stoi, najczęściej jest pokryte małżami. Te z kolei, są ostre. Wpadnięcie na przeszkodę w morzu (pal, falochron, boja) to najczęściej ból i pokaleczenia. No i przy pokaleczeniach, słona woda robi swoje.




Na koniec opowieści o prądach, są jeszcze prądy morskie nie związane z przybojem. Co nas może czekać z ich strony? W zasadzie tylko tyle, że temperatura wody może być drastycznie inna w następnych dniach, albo kilometr czy dwa dalej. Bardzo fajnie i naukowo, wytłumaczone jest to na blogu kalcyta.


Jak daleko można wypłynąć w morze? Samodzielnie, z bojką asekuracyjną, nie oddalałem się bardziej niż 500 metrów.  W dwie-trzy , bardzo dobrze pływające osoby, plus bojki SP (pamelki) pływaliśmy na 1,5-1,8km w głąb. Nie ruszyłbym się dalej, bez łodzi asekuracyjnej.
 Z doświadczenia : jeśli pływa się bardzo dobrze, najlepiej odpłynąć od brzegu jakieś 20-40 m za falę przyboju. Z reguły nie jest to dalej niż 60-70m od brzegu. Potem płynąć wzdłuż brzegu, z falą. Pływanie pod falę - hardcore ;-). Z kolei jeżeli pływa się okazjonalnie - nie ma co nawet wybierać się za przybój.

Najważniejsze na koniec : 
1. Wypływasz za przybój - masz przy sobie bojkę asekuracyjną. Nie masz bojki - nie płyniesz.
2. Bojka typu SP albo dmuchana. Samoróbka z kanistra dobra jest na śródlądzie. Na morzu, będzie stawiała gigantyczny opór.
3. Jesteś trzeźwy - płyniesz. Wypiłeś choćby jedno piwo lub drinka - nie płyniesz.
4. Od brzegu odpływamy dołem (pod falą), do brzegu wracamy górę (na fali).
5. Płyniemy wzdłuż brzegu z wiatrem i falą.
6. Nie spacerujemy po falochronach. Chyba że ktoś się chce pozbyć skóry, albo jajec.


Disclaimer. Napisalem to co uważam za najważniejsze. Ale...więcej wiesz - dłużej żyjesz. Polecam do czytania "Prawie wszystko o ratownictwie wodnym". Podręcznik napisany w 1993 roku, nie stracił wiele na aktualności.

niedziela, 11 września 2016

Niebezpieczna roślina.

Cześć.

 Pamiętacie jak pisałem, że pływanie w glonach to żaden problem? Otóż, nie. Jednak są u nas w kraju rośliny groźne dla pływających. Spotkać taką po dwudziestu pięciu latach pływania - bezcenne.
 Oto ona.


 Na łodydze ma małe kolce. Małe ale ostre. Nawet nie trzeba za nią łapać, czy nadeptywać, wystarczy że otrze się o skórę i od razu ją rozcina.

 Rzadki to przypadek, poza tym, jeśli poczujecie ukłucie - nie panikujcie. To żaden szczupak. To po prostu roślina. No chyba że pech jest ogromny, i trafiliśmy na haczyk.




UWAGA : Ta roślina jest chroniona prawnie. Pomimo tego że gryzie, nie wolno jej niszczyć.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Pływanie w rzece nizinnej.

   Na początek, jedna uwaga. Ten wpis jest o pływaniu w rzekach nizinnych. Rzeki górskie mają zupełnie inne wymagania. Sensownie jest też zaczynać od małych rzek. Takich do 40m szerokości. I stopniowo przechodzić do coraz większych. Wybranie na dzień dobry Wisły, raczej się dobrze nie skończy.
   Polecam też lekturę "Pływanie po jeziorze".

 Kąpiel w rzece, trzeba zacząć od wywiadu środowiskowego. Serio. O ile w przypadków stawów i jezior, najczęściej wychodzimy tam gdzie weszliśmy, to w rzece jest to praktycznie niemożliwe. Tutaj, musimy ustalić gdzie wchodzimy do wody, gdzie planujemy wyjść, czy po drodze mamy wyjścia awaryjne, jaka jest prędkość nurtu, jak wygląda brzeg, roślinność, przeszkody typu jazz lub tama, jeśli się da - to aktualną głębokość wody. Warto też sprawdzić w Sanepidzie, jak wygląda sprawa czystości na poszczególnych odcinkach.
 Wiem, dużo tego. Za pierwszym razem,  zajmuje sporo czasu. Za piątym razem, zrobisz to odruchowo.
 No to jedziemy po kolei :
 Miejsca początkowe i końcowe - najłatwiejsza część planu. Trzymamy się zasady: trudny początek, łatwy koniec. Lepiej więc dojechać/dojść większy kawałek na start, po to żeby z mety mieć łatwy powrót do domu. Płyniemy z prądem, więc start musi być wyżej. Dobrymi punktami są mosty. Najczęściej obok nich są wydeptane ścieżki albo schodki do wodowskazów. Z reguły też mosty buduje się na prostych odcinkach, więc dno ma równiejszy kształt. Cień rzucany przez konstrukcję, powoduje że w wodzie będzie mniej roślinności. Czasem można trafić na bonus w postaci piasku na dnie. Trzeba uważać, na to żeby obok mostu nie było resztek jego poprzednika. Wtedy na mur, beton, na dnie będą jakieś kawałki drutu i zbrojeń. Tyle dobrze, że w czystej wodzie będzie je widać.


 Poza mostami, dobre są też lokalne plaże (można wypytać gdzie ludzie chodzą nad wodę), przystanie kajakowe (jeżeli występują), progi wodne ( bo z reguły przed i za nimi brzeg jest umocniony kamieniami i łatwiej po nim zejść. Warto też porozmawiać z wędkarzami! Oni mają najlepsze dojścia nad wodę.


 Wyjścia awaryjne - wyszukujemy tak samo, jak punkt startowy. Po prostu na trasie spływu, trzeba mieć kilka miejsc gdzie można skończyć wcześniej. Optymalnie to znać przynajmniej jedno wyjście na każdy kilometr nurtu. Oczywiście w razie dużych problemów - wyjdzie się wszędzie. Tyle że może się okazać, że tataraki poszarpały nam zmiękczoną wodą skórę, pokaleczyliśmy stopy, czeka nas pół kilometra przez pokrzywy, a do drogi daleko. Natura potrafi być bardzo dzika, nawet 500m od domu. Dlatego musimy wiedzieć że do wyjścia awaryjnego, prowadzi jakaś dróżka.
  Sam się kiedyś tak wpakowałem, że po awaryjnym wyjściu z wody, miałem jeszcze 5km do przejścia do jakiejkolwiek drogi.

  Nurt i głębokość.  Generalnie nie zaleca się do pływania rzek o nurcie szybszym niż 1m/sek. To 3,6km/h i oznacza że 99,5% ludzi nie będzie w stanie w razie potrzeby popłynąć pod prąd. Serio. Dobrze wytrenowany amator pływania, rozwija maksimum 3km/h. A przeważająca większość ludzi, około 1,5km/h. Pływanie w szybkim nurcie, może spowodować, że nie damy rady wyjść z wody w wyznaczonym miejscu. Prędkość nurtu można oszacować, wrzucając do wody patyk i idąc przez chwilę równo z jego płynięciem. Jeżeli mamy wrażenie, że idziemy powoli - jest OK.
  Nurt i głębokość ulegają zmianom, zależnie od tego czy padało czy nie, oraz od kształtu rzeki. Głębokość zależną od opadów można sprawdzić na Pogodynka.pl. Natomiast tę, wynikającą z kształtu rzeki - na podstawie poniższych rysunków i obserwacji.

 
Te schematy są bardzo ogólne ale nieźle się sprawdzają. Nurt jest zawsze szybszy, na brzegu wklęsłym. Najlepiej więc płynąć, trzymając się linii nurtu. Wszelkiego rodzaju rośliny rosną w płytszych częściach (na przymulisku i odsypisku), natomiast obszar nad plosem pozostaje wolny. Prędkość nurtu wcale nie jest najszybsza na powierzchni, a raczej na 1/3 głębokości licząc od góry. Nie zauważyłem jednak żeby opuszczanie nóg niżej, coś dawało :-(.
  Przymulisk i odsypisk, warto unikać jeszcze z kilku powodów. Śmieci niesione przez rzekę zatrzymują się właśnie tam. Pełno tam mułu. Przymulisko, patrząc po linii nurtu, kończy się przykosą, a za przykosą głębokość rośnie skokowo. Czasem z pół metra, do trzech metrów.
  Obecność wypłyceń łatwo poznać, jeśli nie po roślinach, to po pojawieniu się dość charakterystycznej łuski na wodzie. Jak ona wygląda? Idź nad rzekę i zobacz. :-) Nawet najlepsze zdjęcie nie zastąpi doświadczenia.

 

  Notka : jeżeli rzeka ma piaszczyste dno, przymulisko i osypisko wyglądają bardzo atrakcyjnie. Wręcz czasem robi się tam kąpieliska. Jednak przy piaszczystym dnie, często występuje ryzyko, że będzie on grząski. Więc jeśli się już decydujemy na włażenie tam - to z wyczuciem. 





Wiry. O ile na jeziorach, można o nich nawet nie wspominać, o tyle na rzece trafiają się dość często. I najczęściej są niegroźne.Wprawdzie czasem prasa pisze "wir go wciągnął", ale najczęściej zawiniła panika, alkohol, lub brak sił. Najczęściej pojawiają się w takich miejscach jak poniżej.
Sztuczne przewężenie to może być jazz, albo filary mostu. Groźniejsze są wiry poziome występujące za progami wodnymi. Dlatego progi wodne obchodzimy, a nie spływamy. Tak samo obchodzimy, śluzy, jazy i wszystkie spiętrzenia. Włącznie z przykosą którą kończy się odsypisko.  Taki poziomy wir, z brzegu wygląda niegroźnie. Ale były przypadki gdzie w  utopił się ratownik, w kamizelce i uprzęży asekuracyjnej. A rzeka nie należała do najszybszych. Idea odwoju - poniżej, to jest to zawirowanie bezpośrednio za progiem. Dużo o tym zagrożeniu można się dowiedzieć od kajakarzy.


Różne przeszkody - gałęzie, słupki itp. Żeby rozpoznać takie rzeczy, trzeba po prostu czytać powierzchnię wody. Schematycznie, wygląda to tak :


 Jaśniejsza woda oznacza płytszą wodę. Jakiekolwiek zaburzenia, przeszkody pod wodą. Teraz znowu trzeba iść nad rzekę i postarać się odnaleźć te elementy.
  
Rodzaje brzegu. Płaski i dosieżny. Płaski, to taki jak na zdjęciu na górze. Dosiężny, to najczęściej pionowe błotniste lub ilaste ściany. O właśnie takie jak tu :


     Oczywiście wyjść po takim brzegu się da. Tyle że jest to ciężkie, więc nie zalecam ustawiania takich miejsc jako punkty docelowe.

I to na razie na tyle. Powodzenia.

Disclaimer. Napisalem to co uważam za najważniejsze. Pływanie po rzece i czytanie wody, ma jeszcze wiele innych aspektów. A że od nadmiaru wiedzy nikt nie umarł, polecam doczytanie. Szczególnie w podręczniku "Prawie wszystko o ratownictwie wodnym".


sobota, 20 sierpnia 2016

Pływanie po jeziorze.

  No dobra. Zabieramy się za pływanie po jeziorze. Najpierw sprawdzamy, czy na jeziorze nie ma zakazu kąpieli, potem czy Sanepid nie wydał ostrzeżenia o skażeniu (pływać można w wodach 1 i 2 klasy, 3 klasy czystości - nie polecam, chyba że ktoś lubi sensacje żołądkowe). Sprawdzone? No to kąpielówki na tyłek (albo kostium na ciało), bojka do ręki i hyc do wody.
  Czego się można spodziewać?

  Ano tego że wszystko jest inne niż na basenie. Jest wiatr, fala ma inny kształt i wysokość, temperatura wody nie jest stała, po nogach szurają rośliny, do brzegu daleko, perspektywa nietypowa.
  Na początek wiatr. Nie jest zbyt groźny jeśli wchodzi się do wody przy nie więcej niż 4* Beauforta, ( prędkość wiatru do ok 28km/h, fala o wysokości do 70cm). Jest za to uciążliwy, bo zwiewa bojkę, i przyśpiesza utratę ciepła przez głowę. Mokre włosy, wiatr - łatwo się przeziębić.
  Na drugi ogień - fala. Tu sprawa jest poważniejsza. Basen przyzwyczaja do martwej fali, która ma 10-15cm wysokości, odstępy między falami są małe (<30cm), a i tak cała niesiona przez nią energia, rozbija się na ścianie. Natomiast na jeziorze, jeżeli tylko wieje wiatr fala ma prawie od razu 20-30cm, porusza się szybciej, i ma zupełnie inny kształt. I zupełnie inną energię. Na basenie się płynie stabilnie, na otwartej wodzie, jak przywieje, czuć że fala buja całym ciałem. To oznacza, że praktycznie nie ma możliwości utrzymania twarzy cały czas nad wodą. Płynięcie odkrytą żabką, oznacza że fala raz po raz uderza w twarz. Ponieważ częstość nadchodzenia fali jest inna niż częstość oddechu - dostajemy prawie że waterboardnig. Dlatego niezależnie czy crawl, czy żaba - głowa w wodzie. Do tego trzeba się zgrać z falą - wbijać głową w jej podstawę. Wtedy ona przetacza się po naszych plecach, a zaraz za nią można zaczerpnąć oddechu. Czasem jest tak że trzeba przy crawlu zapomnieć o braniu oddechu "na 3 razy" (czyli co trzy pociągnięcia rąk), i brać oddech cały czas po jednej stronie (na 2 albo na 4 pociągnięcia.). Przy żabie trzeba robić to samo. Generalnie - trzeba kombinować - rytmiczne basenowe pływanie - często się nie sprawdza.
 Punkt trzeci temperatura. Na basenie, prosta rzecz - jest stała i odpowiednia dla pływania. Na wodzie otwartej, temperatura zależy od głębokości, położenia dna, drzew na brzegu, wiatru i orientacji jeziora. Im bardziej płasko płyniemy - tym jest nam cieplej. Ustawienie się w pionie, spowoduje że nogi będą w wodzie o 2-3 stopnie zimniejszej. Jest to o tyle niebezpieczne - że rozgrzany mięsień, który nagle znajdzie się w chłodniejszej wodzie - może stężeć (skurcz). Wtedy trzeba odpowiednio naciągnąć mięsień i skurcz przechodzi. Najczęściej skurczowi ulegają łydki. Żeby to przełamać, wystarczy wyprostować nogę, a stopę pociągnąć za palce do góry. Momentalnie przechodzi. Jeżeli nie dajemy rady złapać ręką za palce u stóp, wystarczy oprzeć palce przykurczonej nogi o tył drugiej nogi (powyżej kostki), i lekko nacisnąć. Stopa sama zadrze do góry.
 Zagrożenie czwarte - rośliny. Paradoksalnie, jest to najczęstszy powód rezygnacji z pływania. Bo mnie będą dotykać, bo się mogę zaplątać. W praktyce, przeważająca większość roślin, daje się wyrwać z dna z korzeniami- jedną ręką. Do przesuwania się łodyg i liści po ciele - można się po prostu przyzwyczaić. Żeby zaplątać się w rośliny, trzeba być niebywałym antytalentem. Z praktyki, nawet przy płynięciu żabką, najczęściej nie dochodzi do zaplątania. Nigdy nie udało mi się zaplątać przy płynięciu crawlem.
 No dobrze. Ale co zrobić jeśli jednak się zaplątamy? Po pierwsze - nie panikuj. Nabierz powietrza, zajrzyj pod wodę, popatrz co i jak cie oplątało. Zsuń to z siebie. Płyń dalej. W ostateczności, jeżeli wpakujemy się w naprawdę dużą kupę roślin, trzeba się położyć na plecach i płynąć tylko za pomocą ruchów dłoni i stóp.
  Zrobiłem dwa eksperymenty. Na stawie Morawa w Katowicach, który jest bardzo mocno zarośnięty, i na mało zarośniętej Pogorii 4. Efekt ? W Morawie płynie się sporo wolnej. Łodygi zaczepiają głównie za... uszy i pasek od zegarka. Ale są to dwie-trzy łodygi. Znacznie więcej roślin osadza się na linie do bojki. Co jakieś 150-200m musiałem ściągać zieleń z liny. I tyle. Poniżej filmik z Pogorii, glony nie są straszne.


 Nie należy też stawać na dnie, jeżeli jest porośnięte grubą warstwą dennych roślin. Wyglądają jak zmierzwiony trawnik i potrafią mieć do metra grubości. Czasem da się ich dotknąć ręką, płynąc po powierzchni, zaczynają się 60-70cm pod wodą. Niestety dno jest metr głębiej, więc stanąć się nie da.
 Najbardziej moim zdaniem uciążliwe są tataraki - blokują możliwość wyjścia na brzeg, gromadzą muł, a przełamany tatarak bywa ostry - można rozciąć stopę. Dlatego - z dala od tataraków.
 Mała aktualizacja - jednak jest niebezpieczna roślina, to Jezierza mniejsza - potrafi rozciąć skórę przy napłynięciu na nią. 
 Aspekt piąty - perspektywa. Basen, wiadomo 25 lub 50m. Wiemy gdzie jesteśmy. Na otwartej, patrzymy z perspektywy żaby, więc wielkość obiektów bywa złudna. Najczęściej, jesteśmy dużo dalej niż nam się wydaje. Żeby sobie z tym radzić, trzeba po prostu nabrać doświadczenia. Natomiast, na początek proponuje obejrzeć mapę akwenu, pomierzyć sobie odległości do charakterystycznych punktów i w ten sposób nawigować.
  Prawie że na koniec - głębokość i dno. Z jednej strony - nie ma znaczenia czy pod nami trzy metry, czy trzydzieści. Utopić się można tak samo. Trzeba jednak zwrócić uwagę, nie tyle na głębokość ile na jej zmiany. Zwłaszcza w akwenach sztucznych, kilka metrów od brzegu woda do pasa, a metr dalej siedmiometrowa głębia.
 Dno może się trafić różne. Najlepsze, wiadomo piaszczyste jak na zdjęciu. Czasem jednak trafia się muliste, i tego należy unikać. Lepiej przepłynąć sto metrów dalej niż włazić w muł. Po pierwsze można w nim ugrzęznąć i to już na stałe. Po drugie, często w mule są śmieci (gałęzie, resztki ryb i wszystko co ludzie wrzucą), a z tym lepiej kontaktu nie mieć.

  Największe zagrożenie - człowiek. I to w kilku postaciach. Po pierwsze - amatorzy trunków. Wiadomo powszechnie, pusta butelka jest ciężka, łatwiej wrzucić do wody niż odnieść. Jeszcze łatwiej rozbić. Szkło na dnie jest bardzo niebezpieczne. Chłodna woda znieczula, a woda sama w sobie pogarsza krzepnięcie krwi. Jeśli poczujesz ostre ukłucie w stopę, zawsze to sprawdzaj - patrz na nogę przynajmniej 30 sek czy nie pojawi się krew w wodzie. Jeśli się pojawi - od razu na brzeg. Po drugie- wędkarz. Bez żadnej bynajmniej złośliwości. Po prostu dobry wędkarz, potrafi zarzucić na odległość kilkudziesięciu metrów. Żyłka cienka, półprzezroczysta, łatwo zaczepić. Profilaktycznie - omijać wędkarzy na odległość co najmniej 50m, albo wołać do nich że się płynie. Bardzo niebezpieczne są zestawy kłusowników. Butelka po mineralnej, z przywiązaną żyłką, a to tej przymocowane kilka haczyków. Jeżeli więc zobaczysz butelkę PET, albo kawałek styropianu, swobodnie unoszący się na wodzie, omiń ją dużym łukiem. Na nocne kłusowanie, do środka wrzucają światło chemiczne (lightstick), więc światełka na wodzie też omijaj. Czwarta postać - jednostki pływające. Właśnie dlatego, powinniśmy mieć pomarańczową lub żółtą bojkę asekuracyjną. Dobrą bojkę widać z ok 200m na śródlądziu i 50-70m na morzu.

  Zagrożenie typu człowiek, ma jeszcze jedną postać - my i nasze odruchy. Pływając na basenie, co 25 metrów, musimy na chwilę zmienić ułożenie dłoni (przy odbiciu od brzegu). A na otwartej, płyniemy, płyniemy, płyniemy. Mięśnie dłoni są cały czas napięte w jednej pozycji i niedokrwione. Można znienacka, po jakichś 20 minutach zaliczyć paskudny skurcz na obu dłoniach. Trzeba pamiętać, że co 2-3 ruchy rękami (przy żabie), trzeba zacisnąć dłoń w pięść. Przy crawlu można to robić rzadziej, raz na 20-25 ruchów.

Na koniec - NIGDY, ALE TO NIGDY NIE PRÓBUJ PŁYWAĆ PO ALKOHOLU. Nawet jeśli wydaje ci się, że po jednym piwie czujesz się  OK - tak nie jest. Wiem bo próbowałem ( z asystą ratowników).


Disclaimer. Dołożyłem wszelkich starań, żeby opisać tu najważniejsze elementy. Ale to od Ciebie, a nie ode mnie zależy jak je zastosujesz i czy będziesz bezpieczny. To co opisałem powyżej, mogło by spokojnie zapobiec 3/4 przypadków utonięć w naszym kraju. Ale to TY musisz myśleć i panować nad sobą w wodzie.


piątek, 19 sierpnia 2016

Sprzęt i gadżety.

 Rzeczy które zabieramy na pływanie, dają się w miarę uszeregować od sprzętu do gadżetów. Pierwsza kategoria jest konieczna, druga opcjonalna. Zaczynając od najważniejszego :

Kąpielówki / kostium - to najczęściej już mamy, choćby z racji tego że pływamy na basenie. Prochu się tu nie wymyśli, ale kilka uwag będzie przydatnych :
  • Dla Panów - kąpielówki typu slipy lub bokserki. Od dwóch czy trzech lat panuje moda na kąpielówki w stylu obszernych spodenek sportowych. Zainicjowali to ratownicy, którzy w muszą w tym spędzić na plaży po dziesięć godzin - i wtedy to ma sens, bo w zwykłych kąpielówkach można się zagotować. Tyle że w wodzie zachowują się gorzej - stawiają większy opór, i nieco krępują ruchy.
  • Dla Pań - stroje jednoczęściowe, jak najprostsze. Każda dodatkowa klamerka, naszywka, sznureczek - jakkolwiek by nie poprawiało atrakcyjności, w wodzie po prostu przeszkadza.
Na strój nie trzeba wydawać majątku, ale nie kupować najtańszych. Kąpielówki za dychę, mogą zniknąć z tyła w najmniej spodziewanym momencie. Takie za 20-30zł, spokojnie posłużą sezon. 

Bojka asekuracyjna - nie bez powodu na drugim miejscu. Osobiście uważam że ważniejsza niż okularki. Na wodzie się mogą zdarzyć różne rzeczy. Z większością z nich, poradzimy sobie i bez bojki. Z tym że z bojką będzie to dużo łatwiejsze. Rodzajów jest wiele :
  • Najprostsze i zarazem najtańsze rozwiązanie. Pojemnik na wodę o pojemności 2-5 litrów i ok 3 metrów linki niezatapialnej (do kupienia dosłownie za złotówki). Szczegóły takiego rozwiązania pokazano tutaj . W takiej bojce można schować np. kluczyki do auta, a w razie choćby skurczu, po prostu ją złapać i wisieć aż zdryfujemy na brzeg. Największy minus, to opór stawiany w wodzie. Najlepiej się nadaje na swobodne spływy w rzekach.
  • Bojka Renatka. Mniejsza wersja Pamelki, znanej ze Słonecznego  Patrolu. W zasadzie jest to
    zabawka dla dzieci, mająca ok 3 kg wyporu, ale sprawdza się zadziwiająco dobrze. Za pomocą gum do bagażnika rowerowego (takich z haczykami na końcach), można do niej przymocować wodoszczelny woreczek z drobiazgami (klucze, telefon). Opływowy kształt zapewnia mały opór w wodzie.
  • Pamelka - pełnowymiarowa boja ratownicza. Zależnie od wersji 5-7 kg wyporności. Wersja produkowana w GB jest dodatkowo wypełniona pianką, więc nie traci wyporu nawet w przypadku przebicia. Opływowy kształt zapewnia mały opór w wodzie, w to że jest wypłaszczona, powoduje że wiatr jej nie zwiewa. Można zrobić ten sam trick co z Renatką i workiem strunowym. Do tylnego uchwytu, można przypiąć bidon o maksymalnej pojemności 0,5 litra. Większy będzie powodował podnoszenie dziobu bojki do góry. Ciekawostka - można kupić uchwyt mocujący GoPro do takiej bojki.

        Powyższe bojki mają jedną wspólną wadę - poza drobiazgami, ciężko cokolwiek do nich przyczepić. Ale i na to jest rozwiazanie.
  • Bojka triathlonowa. Z kształtu jest to mniejsza Pamelka, z wodoszczelnym zasobnikiem z tyłu, uchwytem na butelkę z przodu i gumą do mocowania mapy. Jest idealnym rozwiązaniem, jeżeli mamy gdzie na brzegu zostawić ciuchy. Butelka 0,7 litra, batoniki w miejscu mapnika, telefon i klucze w schowku. Można z tym pływać 4-5 godzin. Cena bojki ok 150-160 PLN. Praktyczna uwaga, nie odkręcaj pokrywki w trakcie pływania, zawartość schowka prawie na pewno wyleci :-(

  •   Bojki pneumatyczne - produkowane przez kilka różnych firm (LOMO, ZONE3, OtoBoja, Safe Swimmer i inne). Bojki takie, są bardzo popularne w Niemczech. Jest to rozwiniecie dobrze znanego żeglarskiego dry bag, czyli worka z rolowanym zamknięciem. Bojka składa się z komory na rzeczy i dodatkowej(ch) pompowanych komór. Nawet jeśli zamknięcie nie będzie do końca szczelne, to pompowana komora utrzyma bojkę na powierzchni. Do środka zmieszczą się UBRANIA i KLAPKi, więc nie zostawiamy ich na plaży. Wejdzie też butelka wody mineralnej, telefon i klucze. Telefon lepiej dodatkowo wsadzić w worek strunowy. Aktualnie używam Zone 3 i będzie miała ona swój artykuł na blogu.
  • Można jeszcze użyć kajakowego dry bag, o pojemności 30 litrów z dwoma pustymi butelkami po mineralnej, działa prawie tak samo.
  • Różne pływaki własnej roboty.
    Można je łatwo zrobić ze styropianu, tkaniny bawełnianej, Wikolu, farby i kilku okuć. Na ten temat też będzie osobny artykuł. ;-)
  •  Bojki pneumatyczne "w pasie", firmy RESTUBE. Nie testowałem takiej jeszcze więc nie będę oceniał. Cena na pewno jest konkretna ok 450PLN
 Okularki - cóż. Tu co komu pasuje. Są takie za 10pln (produkt niebieski w Decathlon) po takie za 200-300pln wyposażone w szkła polaryzacyjne. Ja używam takich z Deca za jakieś 50PLN i sobie chwalę. Wcześniej przepływałem kilka sezonów na takich za 10 i też dramatu nie było.

Smar - jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Przy dłuższym pływaniu, trzeba posmarować pachy, kark i boki szyi. Inaczej, po paru kilometrach można sobie tam pozdzierać skórę. Dobrze się sprawdza zwykły krem Nivea - starcza na jakieś 20km.

Bidon - jakikolwiek który trzyma szczelność w każdej pozycji. Rowerowe nie zawsze się nadają.

 W zasadzie, to tyle jeśli chodzi o sprzęt. Natomiast na pograniczu sprzęt-gadżet jest ...
  •  Buty do chodzenia po wodzie - plastikowe tenisówki z dziurami. Przydatne tylko jeśli nie wiemy gdzie wychodzimy z wody. Zabezpieczają stopę przed śmieciami na dnie.
  • Suche jajko. Nurkowy pojemnik na klucze. Lepiej sprawdza się worek w dry bagu, albo przypięty do bojki. No i jajko kosztuje ok 100pln, a jego główna cecha to wodoszczelność do 40m w głąb.
  • Oświetlenie pozycyjne. Tylko jeśli pływamy w nocy. Nie ma co się wygłupiać w dzień.
  • GPS lub telefon z GPS. Przydatne jeżeli chce się wiedzieć jaki się pokonało dystans i mniej więcej w jakim czasie. Tylko, proszę, pamiętajcie. Robicie to dla siebie, a nie dla wszystkich znajomych ;-). Niekoniecznie trzeba się tymi dystansami chwalić na Endomondo.
A jeśli chodzi o gadżety, bez których można się obyć to :
  • Snorkelingowa maska z Decathlona ze zintegrowaną maską.
  • Wszelkiego rodzaju aplikacje typu Endomondo
  • Pianki w okresie letnim (przydają się dopiero od połowy września)
  • Super specjalne torby na mokry sprzęt.
  • Ręczniki z ultra-hiper-mikrofibry o powierzchni metra kwadratowego.
  • Stroboskop. Super wygląda. Ale światło błyskowe na wodzie oznacza wezwanie pomocy. Użycie go może zakończyć się akcją ratunkową, która będzie bezzasadna. No i kosztowna.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Przepisy - co wolno, a czego nie.


 Kiedyś wszystko było proste. Kąpiel w miejscu niestrzeżonym była zakazana, chyba że ktoś posiadał kartę pływacką, lub 'żółty czepek". Pierwszy dokument pozwalał na pływanie do 50m od brzegu, drugi bez ograniczeń. Jeśli ktoś nie miał takowych dokumentów ( i to przy sobie w trakcie pływania), miał okazję na podwózkę do brzegu dzięki patrolowi MO. Droga to była podwózka, ale na szczęście rzadko się zdarzała.

 W 2004 roku, z powodu wUNiowstąpienia, trzeba było dopasować przepisy do państw w których obywatel ma prawa. Prace trochę trwały, ale finalnie 18 sierpnia 2011, nowa wersja ustawy została zatwierdzona. Poniżej, przedstawiam zestawienie aktów prawnych które pozwalają Nam pływać, prawie wszędzie.

 USTAWA z dnia 18 lipca 2001 r. Prawo wodne
Art. 34.
1. Każdemu przysługuje prawo do powszechnego korzystania ze śródlądowych powierzchniowych wód publicznych, morskich wód wewnętrznych wraz z wodami Zatoki Gdańskiej i z wód morza terytorialnego, jeżeli przepisy nie stanowią inaczej.
2. Powszechne korzystanie z wód służy do zaspokajania potrzeb osobistych, gospodarstwa domowego lub rolnego, bez stosowania specjalnych urządzeń technicznych, a także do wypoczynku, uprawiania turystyki, sportów wodnych oraz, na zasadach określonych w przypisach odrębnych, amatorskiego połowu ryb.
  
Piękny i prosty zapis. Skoro wody są dobrem powszechnym, to każdy może z nich korzystać wedle uznania, jeżeli nie narusza to jakiegoś innego prawa. Idźmy więc dalej - jakie są te inne prawa.

USTAWA z dnia 18 sierpnia 2011 r. o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych.
Rozdział 2
Bezpieczeństwo na obszarach wodnych
Art. 3. Osoby przebywające na obszarach wodnych obowiązane są do zachowania należytej
staranności w celu ochrony życia i zdrowia własnego oraz innych osób, a w szczególności:
1) zapoznania się z zasadami korzystania z danego terenu, obiektu lub urządzenia i ich przestrzegania;
2) stosowania się do znaków nakazu i zakazu umieszczanych przez podmioty, o których mowa w art.
12 ust. 1;
Art. 8. Minister właściwy do spraw wewnętrznych w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw
kultury fizycznej określi, w drodze rozporządzenia:
1) sposób oznakowania i zabezpieczania obszarów wodnych,
2) wzory znaków zakazu, nakazu oraz informacyjnych i flag

 Tutaj znowu mamy prostą sytuację. Każdy ma na siebie i innych uważać, musi się dowiedzieć co na danym akwenie wolno a co nie i musi się do tego stosować. Natomiast państwo, w osobie urzędników, ma obowiązek odpowiednio akweny oznakować. Wzory oznakowania też są zdefiniowane - tak jak znaki drogowe.



ROZPORZĄDZENIE MINISTRA SPRAW WEWNĘTRZNYCH Z DNIA 6 MARCA 2012
§3.1.Miejsca, w których kąpiel jest niedozwolona lub niebezpieczna, w szczególności przy śluzach,
mostach, budowlach wodnych, na szlakach żeglownych, oznacza się odpowiednim znakiem zakazu,
nakazu lub znakiem informacyjnym.

2.Obszary wodne objęte zakazem kąpieli oznacza się, w szczególności przy dojściach i dojazdach do obszaru wodnego, odpowiednimi znakami określającymi przyczynę zakazu.
§4.1.Ustala się znaki zakazu:
1)A-1 - znak "kąpiel zabroniona";   2)A-2 - znak "kąpiel zabroniona - szlak żeglowny";
3)A-3 - znak "kąpiel zabroniona - most";
4)A-4 - znak "kąpiel zabroniona - spiętrzenie wody";
5)A-5 - znak "kąpiel zabroniona - woda skażona";
6)A-6 - znak "kąpiel zabroniona - woda pitna";
7)A-7 - znak "kąpiel zabroniona - hodowla ryb";
8)A-8 - znak "skakanie do wody zabronione".
2.Znaki zakazu mają kształt okrągły o średnicy 40 cm.


§7.Znaki zakazu oraz nakazu obowiązują w odległości podanej na obrzeżu znaku, liczonej w metrach w jedną i drugą stronę od znaku. Jeżeli na znaku nie ma podanej odległości, obowiązuje on na
obszarze wodnym w zasięgu wzroku.


 To bardzo ważne, bo oznacza, że znak postawiony na jednym krańcu jeziora, nie obowiązuje na całym akwenie. ;-)
 
§8.Wzory znaków zakazu, nakazu oraz znaków informacyjnych określa załącznik do rozporządzenia.





  Kilka słów komentarza. Z reguły wyznacza się strefę zakazu kąpieli w odległości 50m od budowli hydrotechniczych (śluzy, jazy, spiętrzenia), ale przy mostach rzadko się to stosuje. Porty (zwłaszcza morskie) też są objęte całkowitym zakazem kąpieli - jest to rozsądne, logiczne, i prawdę mówiąc nie ma co z tym dyskutować. 
   Istotne jest również to że znaki informacyjne :
 Nie zakazują kąpieli, a tylko pokazują na co trzeba uważać (moim zdaniem to najbardziej sensowne znaki na świecie)

  Jest jednak typowe miejsce, występowania problemów. Jezioro, bądź staw, na którym funkcjonuje kąpielisko. Czasem ratownicy są przeświadczeni, że wolno pływać TYLKO na kąpielisku, i przeganiają ludzi z wody. Otóż nie. Jeżeli akwen, nie jest objęty zakazem kąpieli i nie jest oznakowany, a wchodzimy do wody POZA kąpieliskiem, to nie ma podstaw żeby kogokolwiek zawracać. 
 Jeżeli weszliśmy do wody na kąpielisku, to musimy się stosować do regulaminu, a ten ostatni, może zakazywać wypływania poza strefy.
 Przy okazji. Ratownik nie ma wogóle prawa nakazać osobie powrotu do brzegu (poza kąpieliskiem), może to uczynić tylko Policjant.
 Kolejna rzecz na którą trzeba zwrócić uwagę. Duże rzeki (Wisła, Odra i inne), tak samo jak większość jezior Mazurskich - to wyznaczone drogi wodne (traktowane tak samo jak ulice i autostrady), i tam kąpiel jest zabroniona na mocy innych przepisów (Ustawa o ruchu śródlądowym).
 Kompletny spis takich rzek i akwenów jest w załączniku do tej ustawy.
 Rzadko spotykane przypadki miejsc zakazanych - rezerwaty. Tam, prawo do pływania określa dyrektor rezerwatu. 
 Na poligonach też nie wolno pływać, chyba że za zgodą wojska, ale to już zupełnie, zupełnie odrębne przepisy.


Disclaimer : Nie studiuję prawa, ani nie ćwiczę crossfitu, jem bułki z glutenem i mięso. Dołożyłem wszelkich starań, aby znaleźć wszystkie adekwatne przepisy - mogłem jednak gdzieś się pomylić - więc na wszelki wypadek sprawdź te przepisy sam.

 

Co nieco o blogu


 Każdego roku jest lato. Czasem chłodniejsze, czasem cieplejsze ale jest. Zawsze też w tym okresie, wiele osób wybywa z domu i udaje się nad wodę. Przy mocno dodatnich temperaturach - z chęcią wskakują do niej i pływają lub choćby próbują to robić.

 Każdego roku w Polsce notuje się kilkaset utonięć. Większości z nich można by uniknąć, gdyby posiadać pewne minimum wiedzy i zachować minimum zdrowego rozsądku. Aktualny sezon, pokazuje że czasem jest to alkohol, czasem brawura, a czasem brak świadomości ryzyka.

 Każdego sezonu, media grzmią "Pływaj tylko na kąpieliskach strzeżonych, bo tylko tam jest dla Ciebie bezpiecznie.  Niestrzeżone kąpielisko, to rychły zgon. Myj owoce przed zjedzeniem. Słuchaj starszych. Zbieraj surowce wtórne.".  Nikomu jakoś się nie śpieszy, żeby przekazać trochę wiedzy, dużo bardziej pożytecznej niż trzymanie się spodenek ratownika. Nie... lepiej zagonić owieczki do zagrody, by tam grzecznie i bezpiecznie skubały trawę.

 Przez takie podejście, większość z nas traci okazję żeby poznać wodę z innej strony. Mieszkańcy miast, poprzez które płyną malownicze rzeki, nawet nie pomyślą żeby wejść i przepłynąć z nurtem kilometr czy dwa.

 Lubię pływać, i pływam sporo choć niezawodowo. Chcę pokazać jak piękne może być pływanie w nietypowych miejscach. W miejscach których nikt nie pilnuje, nie ma tłoku, nikt nie sika do wody, a brzeg nie jest oblężony przez grile i telefony. Jednocześnie - chce pokazać że przy zachowaniu minimum zdrowego rozsądku, jest to bezpiecznie. Sukcesywnie, pojawią się posty o : przepisach, podstawowych zasadach bezpieczeństwa, sposobach pływania w jeziorach, rzekach, autoasekuracji, pływaniu w nocy, dogadywaniu się z innymi użytkownikami wody.  Najmniej będzie o sprzęcie - w tym zakresie jestem minimalistą, a prawie wogóle nie będzie o nauce pływania, bo o tym są już tysiące artykułów.